Jakiś czas temu nadszedł dzień, którego się spodziewałam, ale nigdy nie byłam na niego gotowa. Chociaż to dziwne, bo jak się zaraz dowiecie chodzi raczej o odejmowanie sobie obowiązków niż dodawanie.
Otóż zdałam sobie sprawę, że jeśli chcę by wszystko poszło zgodnie z pewnym planem, potrzebuję pomocy! Nie dam rady ogarnąć realizacji planu sama. A bez ogarnięcia danego elementu, plan nie będzie wyglądał tak jak chcę. No po prostu się nie da.
Doszłam do ściany, której żaden przedsiębiorczy nie uniknie…
Co zrobiłam? Jak sobie z tym poradziłam? Czy było łatwo? O tym w dzisiejszym poście o poszukiwaniu rąk do pracy!
Opowiem Wam moją historię poszukiwania copywritera do współpracy przy blogu. Taka osoba do pomocy w pisaniu tekstów (u mnie odpowiedzialna za część informacyjną postów takich jak ten i ten) może się przydać wielu osobom chcącym rozwijać biznes w sieci, a niechętnym do pisania.
Mówiąc w skrócie: moja historia ma happy end, ale nie było łatwo! Po drodze wiele rzeczy mnie zaskoczyło, popełniłam kilka błędów, pokazuję Wam kilka kwestii, na które trzeba uważać. Więcej szczegółów dalej w tekście! :)
Moja historia…
…poszukiwania copywritera zaczęła się jakiś rok po założeniu bloga. Do tego czasu sama pisałam wszystkie teksty, nie myśląc nawet że może być inaczej. I te z moimi opiniami, i te o moich doświadczeniach (o jaka niespodzianka!), ale również te dotyczące współprac, opisujące jakieś inicjatywy, nowe produkty itp.
Już to, że w ogóle COŚ pisałam było dla mnie sporym zaskoczeniem, bo moje polonistki na różnych etapach edukacji były bardzo zgodne – „Pszonickiej należy się najwyżej trójka z plusem z wypracowań” (opowiadałam o tym tutaj!). I tak wyrosłam w przekonaniu, że kim jak kim, ale pisarką nie zostanę.
Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że mój nowo założony blog, na którym nie pokazywałam zbyt wielu zdjęć i jednak jego główną treścią były teksty, zaczął zdobywać popularność. Co więcej! Zaczęłam dostawać komplementy, że fajnie piszę!
No więc pisałam dalej bez opamiętania. Pisałam wszystko jak leci, bez większego pomyślunku czy warto poświęcać czas na dany tekst, co z niego będę miała, czy w ogóle mam czas go napisać itd. Niestety, lubię sobie dokładać zobowiązań i jedyne co mnie w tym hamuje to ściana z jaką się zderzam, gdy mam ich dramatycznie za dużo. (Teraz jest trochę lepiej! Uczę się, ale dalej popełniam w tym głupie błędy :)).
Jak się pewnie domyślacie, finał był dramatyczny. Totalne wypalenie, spadek jakości tekstów, niedotrzymane zobowiązania, nadchodzące kolejne, które musiałam odrzucać, brak przyjemności z pisania dla przyjemności – długo by wymieniać.
Przeszłam ten cykl właściwie kilka razy, w różnych okolicznościach. I z każdego wyciągnęłam podobny wniosek. Potrzebuję pomocy! Kogoś kto napisze za mnie teksty, które nie muszą być napisane przeze mnie. Bo ja po prostu od nieustannego pisania ocipieję, zrobię tylko to do czego się zobowiązałam, a przecież priorytetem powinny być użyteczne posty na blog, w których dzielę się wiedzą. A nie opisy wydarzeń, przedmiotów czy inicjatyw.
Uwaga! Nigdy nie chciałam, żeby ktoś wyręczał mnie w pisaniu wartościowych postów dla Was! Uwielbiam to i nikomu tego najważniejszego zadania nie oddam. Ale wiedziałam, że największe części opisowych postów jak ten czy ten spokojnie mogę oddelegować. I chciałam się nauczyć to robić!
Tu przechodzimy do fazy realizacji pomysłu pt. “znajdź copywritera”.
“To nie może być trudne” – pomyślałam. – “Przecież jest tyle osób trudniących się pisaniem za pieniądze! I robią to tak tanio!”. W sieci roiło się od atrakcyjnych ofert, ceny nie były wygórowane. Postanowiłam spróbować!
I tutaj skończył się mój optymizm. Jak wcześniej wspomniałam, byłam w cyklu pisarskiej załamki kilka razy, prawie za każdym razem szukałam pomocy, nie znalazłam jej ani razu. Mimo wydanych pieniędzy.
Rzeczywistość okazała się wyglądać tak:
– przeszukiwałam internet,
– znajdywałam osobę/firmę, która jak mi się wydawało, miała potencjał do tego zadania,
– zlecałam,
– płaciłam,
– dostawałam teksty,
– załamywałam się nad nimi, zastanawiając się jak autor może uważać, że to jest napisane “po polskiemu” i uważać się za profesjonalnego copywritera,
– wyrzucałam teksty z pamięci,
– brałam się za własnoręczne pisanie.
Niczym głupiec ze słynnego cytatu z Einsteina, powtarzałam to kilka razy, testując różne źródła tekstów (copywriterzy z polecenia, z ogłoszeń z oferia.pl, z Textbookers, studenci, rzekomi poloniści, blogujący itd.), licząc, że tym razem może wynik będzie inny. Bez sukcesów oczywiście.
Po ostatniej porażce, którą opisałam na moim Facebooku, zdecydowałam, że zanim się poddam (czyli albo zrezygnuję z tekstów – wolałabym nie, albo obniżę wymagania jakościowe – po moim trupie), spróbuję jeszcze jednego sposobu. Odwrócę role i poszukam copywritera do pomocy w drodze „rekrutacji”.
Pewnie czujecie już poziom mojej desperacji. Jeśli to nie zadziała, to nie wiem co zrobię!
Rekrutacja
Zamiast rozsyłać prośby o przedstawienie oferty do kolejnych copywriterów „z potencjałem”, postanowiłam zrobić odwrotnie – zamieścić na Facebooku ogłoszenie. I poczekać, aż zgłosi się ktoś sensowny. Jego treść możecie znaleźć poniżej.
Po napisaniu ogłoszenia (bułka z masłem), przyszła pora na krok drugi – odpisanie na maile ze zgłoszeniami kandydatów.
Ich ilość trochę mnie zaskoczyła. Spodziewałam się z 10 chętnych. Może 15? Tymczasem dostałam prawie 40 deklaracji gotowości do współpracy. W tym niektóre tak ciekawe, że właściwie w starym modelu poszukiwań, otworzyłabym portfel i kazała im pisać!
Tym razem postanowiłam jednak przetestować umiejętności kandydatów oraz poziom obopólnego zrozumienia, zlecając im tekst do napisania. Dokładnie taki sam, jaki kupiłam kilka dni wcześniej na portalu z usługami copywriterów.
W mailu (każdy dostał mniej więcej taki sam) opisałam na czym polega zadanie, gdzie i jak chcę wykorzystywać teksty i czego się po nich spodziewam. Podałam też temat i materiały do napisania tekstu testowego oraz zawarłam informację, że jeśli danej osobie podoba się takie zadanie to czekam na tekst do czwartku (był poniedziałek), a potem spośród najlepszych wybiorę kilka osób do rozmów o dalszej współpracy.
Zadanie polegało na…
Przygotowaniu tekstu prezentującego projekt iSupport na podstawie oficjalnej strony tejże inicjatywy. Prosta sprawa, jaki projekt jest, każdy widzi. Każdy kandydat miał dostęp do tych samych informacji o projekcie.
W trakcie rekrutacji…
…zaobserwowałam kilka ciekawych rzeczy
- Kilka ofert było naprawdę bardzo profesjonalnie przygotowanych. Z portfolio, z cennikiem. Bardzo mi się to podobało i zdecydowanie podnosiło w moich oczach „wartość” takiego copywritera. Jaki z tego wniosek dla Ciebie? Często zwykły pdf z najważniejszymi informacjami pomoże wybić się z tłumu innych ofert.
- Jedna z osób, które się zgłosiły napisała długą wiadomość o swoim kilkunastoletnim doświadczeniu w pisaniu, ale nie podzieliła jej na akapity oraz nie użyła ani jednej wielkiej litery. Ponadto w mailu podpisała się inicjałami, tak że nie wiedziałam nawet jak ma na imię (to że to mężczyzna domyśliłam się z rodzaju używanych czasowników :)). Byłam pod wrażeniem jak można kilkanaście lat zawodowo pisać i dalej nie dawać sobie z tym rady!
- Mało kto przeczytał oryginalne informacje ze zrozumieniem i wyłapał z nich to co ważne. Większość kandydatów, z uporem maniaka pisała, że „projekt jest organizowany we współpracy z Startup Academy i AIP. To prawda, ale tylko częściowo. Gdzie trzeci partner – Andrzej Tucholski – ja się pytam?! Mało kto go w zakładce „Partnerzy” zauważył :)
- Mimo wyraźnej prośby by tekst był neutralny, niezawierający oceny projektu, czytałam bardzo dużo zdań z przymiotnikami „nowatorski”, „unikalny”, „nowoczesny” – w większości przepisanymi ze strony www projektu. Koncept postów na blog z wydarzeniami był taki, że mają one opisywać projekt, ewentualnie moje oczekiwania wobec niego. Nie zamierzam publikować opisu jak sobie organizator wyobraża jaki to „och ach nowatorski jego projekt jest”. Nie mogę tak napisać, bo nie brałam w nim udziału, nie znam go i po prostu nie mogę w tej kwestii ocenić. Nie interesowało mnie powielanie marketingowej, przymiotnikowej papki organizatora. Dosłownie bolało mnie jak po raz kolejny czytałam, że to „nowoczesny projekt szkoleniowy”… Szczerze? Projekt jak projekt. Ja chciałam go polecić moim czytelnikom, ponieważ jest ogólnopolski, niedrogi, ma ciekawy program i promuje sprzęt Apple, który bardzo lubię i polecam całym sercem, bo ułatwia pracę w biznesie jak mało co innego i oszczędza czas! Nie ma w tym nic nowoczesnego.
Podsumowując, jakość zgłoszeń i ich zgodność z moimi wytycznymi wcale nie powalała. Wychodzi na to, że jeśli jesteś copywriterem i chcesz zdobyć zlecenie czasem może wystarczyć uważne przeczytanie treści zlecenia i spełnienie warunków…
Jak wspomniałam, spośród ok. 40 osób, które się zgłosiły, ok. 15 przesłało mi gotowe teksty. Nie dużo, ale tylu się spodziewałam.
Zanim przeszłam do otwierania maili ze zgłoszeniami…
…napisałam sobie plan działania i wyznaczyłam wstępne kryteria oceny.
Plan działania:
* przeczytać maile,
* odpowiedzieć, że “dzięki za zgłoszenie”,
* zapisywać załączniki,
* zapisywać w tabelce kto przesłał tekst, kiedy oraz ewentualne uwagi,
* przeczytać załączniki,
* ocenić.
Moje kryteria oceny
-> Na wstępie odrzuciłam wszystkie teksty, które nie zostały do mnie przesłane w osobnych plikach. Niestety, taka forma prezentacji sprawiała, że musiałam skopiować tekst, wkleić do Worda, sprawdzić ile ma znaków, nazwać plik, zapisać w odpowiednim folderze na dysku i dopiero był gotowy do oceny. Niestety trwało to zbyt długo. A, że jednym z kryteriów oceny było moje jak najmniejsze zaangażowanie czasowe w teksty (redakcja, korekta, poprawki, takie właśnie techniczne sprawy), nie mogłam iść tu na ustępstwa.
-> Za przesłanie tekstu zarówno w formacie Word jak i pdf był duży plus. Lubię czytać w formacie pdf, a w Wordzie sprawdzać tylko ilość znaków i ogólną poprawność np. literówki.
-> Miałam kilka ofert podpisanych jedynie imieniem. Nie odrzucałam ich na wstępie, no ale w konkurencji z innymi, naprawdę profesjonalnie prezentującymi się osobami, te nie miały większych szans. Choćby napisały nie wiem jak dobry tekst. Po prostu muszę (muszę!) wiedzieć komu zlecam pisanie i kropka.
-> Język tekstu powinien być spójny z moim. Tak by czytelnik w trakcie czytania posta nie miał wrażenia, że przeskakuje do jakiejś innej pisarskiej rzeczywistości :)
-> Nie powiedziałam tego kandydatom, ale cena nie była moim kryterium wyboru.
-> Co za tym idzie nie była tez nim długość tekstu (wiąże się ona z ceną – standardowo teksty wycenia się za 1000 znaków ze spacjami). Wręcz w opisie zadania napisałam, że tekst ma mieć ok. 2000 znaków, ale jeśli ktoś uważa, że potrzeba więcej to może go wydłużyć do 3000.
-> Natomiast istotne było dla mnie dobre opisanie projektu i to czy dana osoba „czuje” kiedy temat jest wyczerpany. Jeśli ktoś napisał (nawet tańszy) tekst na 2000 znaków (bo tyle zasugerowałam), ale nie napisał o projekcie wszystkiego co można było, to niestety odpadał.
Wnioski z całej akcji
Przypomniały mi się czasy korporacji i to co wtedy odkryłam – rekrutacja kosztuje. Obsadzenie dobrej osoby na dobrym stanowisku wymaga inwestycji zarówno finansowej jak i czasu.
Cała rekrutacja, od ogłoszenia do porozumienia o współpracy z wybraną osobą zajęła mi… 2 tygodnie! Potwierdzanie otrzymanych zgłoszeń, zapoznawanie się z nimi, oglądanie dotychczasowych osiągnięć kandydatów, ocena, dalsza korespondencja zjadły mnóstwo mojej pracy i nerwów. Jednak myślę, że w dłuższej perspektywie się to opłaci :)
W końcu znalazłam copywritera prawie idealnego, kogoś na kogo mogę liczyć, gdy potrzebny jest tekst, a ja mam ważniejsze rzeczy do napisania!
Na koniec, gdybym miała poradzić Ci 3 rzeczy na okoliczność poszukiwania copywritera było by to:
- Przy wyborze nie kieruj się ceną. Bariera wejścia do branży copywriterskiej jest tak niska, że trafia do niej wiele osób, które… nie umieją pisać. Konkurują z innymi ceną i co ciekawe znajdują (!) zlecenia. Jednak ich teksty są szalenie niskiej jakości i uwierz mi – nie chcesz publikować ich na stronie Twojego biznesu…
- Jednocześnie daj szansę początkującym. To, że ktoś nie ma rozwiniętego portfolio albo oferty w pięknym pdfie nie znaczy, że nie umie pisać.
- Proś o próbkę tekstu na wskazany przez Ciebie temat. Na początku zastanawiałam się czy wypada w ogóle prosić o przygotowanie tekstu testowego skoro copywriterzy przedstawiali mi swoje wcześniejsze teksty w portfolio, ale szybko mi przeszło. Każdy ma inne wymagania i masz prawo sprawdzić czy copywriter w ogóle je rozumie i stosuje się do Twoich wskazówek. Tak naprawdę właśnie PO TO zamawiasz tekst próbny! Zakładamy, że copywriter umie pisać, ale to czy Cię rozumie dopiero trzeba sprawdzić.
Napisałam ten tekst, ponieważ w całej przygodzie z realizowaniem projektów biznesowych, poszukiwanie osób do współpracy zawsze było moją największą bolączką.
Nie ukrywam, że to pewnie przez moje wysokie wymagania, ale jak wcześniej wspomniałam, prędzej zrezygnuję ze współpracy niż zapłacę za coś co nie odpowiada mi jakościowo. Z drugiej strony, okazało się, że to tak naprawdę nie wymagania były winne temu, że nie znajdywałam odpowiednich osób do pomocy, tylko sposób poszukiwań!
W końcu ta historia ma happy end! To dzięki sposobowi rekrutacji, który opisałam, znalazłam do pomocy Kacpra – człowieka, który rozumie czego chcę od tekstów, które ma napisać :)
Jeśli planujesz szukać kiedyś osób do pomocy, gorąco polecam Ci odwrócić role i przeprowadzić coś na kształt rekrutacji.
Po cichu zdradzę Ci, że przeprowadziłam później jeszcze jedną! Również owocną :) Ale o niej przy innej okazji :)
Bardzo pomocny post. Nie zawsze jest oczywiste na czym tak naprawdę zależy pracodawcy, a Ty to tutaj świetnie opisałaś :) niby sama już przeprowadzałam rekrutację (co prawda do organizacji studenckiej, ale zawsze) to jednak każda branża ma inną specyfikę.
Cieszę się, że ktoś Cię odciąży i nie mogę się doczekać postów Kacpra :)
Cenne wskazówki. :) Ostatnio wysyłałam swoje zgłoszenie do jednej firmy i dostałam odpowiedź, że mają kilkadziesiąt zgłoszeń. Pewnie czeka ich droga, jaką Ty przeszłaś… Jak przy udziale w każdej rekrutacji, trzeba jako kandydat się wyróżnić – niekoniecznie tym, że pisze się niepoprawnie… Czasem jedynym wyróżnikiem pozostaje dla kogoś niska cena. Cieszę się, że wspomniałaś, aby nie tylko nią się sugerować.
Zdecydowanie uważam, że konkurowanie niską ceną nie ma sensu. Co więcej! Napisałam jednej osobie, że cena którą podała jest rażąco niska i nie wierzę, że za tę cenę można dostać dobry produkt/usługę… Jeśli szuka się jakości, niska cena nic dobrego nie wróży…
Bardzo dobre podejście do sprawy, gdy czegoś potrzebujemy czy to usługi czy produktu.
Zamiast poszukiwać w ciemno idealnego partnera do współpracy, określić jasno swoje wymagania i warunki współpracy i już mamy zrobiony automatyczny pierwszy “przesiew” spływających ofert :)
Podejście dobre, szkoda, że dla początkujących delegujących wcale nie takie oczywiste ;)
Kasiu, to wlasnie podobno jest warunek rozwoju, delegowac i skoncentrowac sie samemu na tym, co robimy najlepiej. Pozdrawiam serdecznie Beata
Kasiu, ja nie zapomnę jak dostałam CV osoby, która twierdziła, że umie redagować teksty, a sama aplikacja była najgorszą jaką widziałam w życiu. Niestety ludzie bardzo często przeceniają swoje umiejętności. Pozdrawiam!
Cóż… Obecnie mnie to nie dziwi :)
Ja zorganizowałam niedawno bardzo podobną rekrutację w poszukiwaniach tłumacza języka niemieckiego. Najpierw wybrałam kandydatów, którzy spełniali moje oczekiwania, mieli odpowiednie wykształcenie, następnie przesłałam próbki tekstów (każdy otrzymał ten sam tekst). Po otrzymaniu 16 tekstów przesłałam wszystkie do swoich niemieckich znajomych. Okazało się, że większość kandydatów tłumaczyła teksty 1:1 przez co były one niezrozumiałe, dziwne. Tylko 2 z 16 tekstów zostały dobrze ocenione. Także u mnie również potwierdziło się to, że lepiej poświęcić więcej czasu na sprawdzenie kandydatów niż sugerować się samym cv czy portfolio. Pozdrawiam!
Dokładnie tego bym się spodziewała przy moich obecnych doświadczeniach! Naprawdę trzeba sprawdzać kandydatów w działaniu, bo CV sobie a umiejętności sobie :)
Też kompletuje zespół. Mam juz osobę do transkryptow, webmastera, grafika, korektora. Szukam teraz (bez skutku) osobę ds marketingu.
U mnie na liście następny grafik ;) Ale to już w nowym roku!
Gratuluję znalezienia odpowiedniej osoby! To może i ja coś dodam od siebie, z racji tego, że nie raz rekrutowałem ludzi do zespołu, nie tylko do swojej firmy, ale też do pojedynczych zleceń. W 90% przypadków, to uświadomienie sobie, że czy to blog, czy własny biznes, to NASZE DZIECKO i nie możemy wymagać, aby osoba zatrudniana tak przy nim pracowała, jak my byśmy to robili, albo nawet i lepiej. To nie jest tylko kwestia pieniędzy, bo my jesteśmy jeszcze emocjonalnie związani z naszą działalnością, a przyszły pracownik nie (chyba że zostanie wspólnikiem). Po uzmysłowieniu sobie tego, znalezienie dobrych ludzi do zespołu… Czytaj więcej »
Dzięki za kolejny, po Pani Swojego Czasu, tekst o rekrutacji w kobiecym biznesie!
Całą przyjemność po mojej stronie! Ola ostatecznie przekonała mnie do poszukiwania osób do pomocy, także można powiedzieć, że jest matka chrzestną tego posta ;)
Kasiu, dzięki, że to opisałaś. Ja jestem bardzo ciekawa tej drugiej rekrutacji :).
Mnie w tym poszukiwaniu najbardziej w tej chwili przeraża ilość czasu, którą muszę włożyć w szukanie dodatkowej osoby. Niby wiem, że to zaowocuje w przyszłości, ale kilka wcześniejszych doświadczeń podobnych do Twoich, że ostatecznie i tak trzeba coś zrobić samemu, powodują, że odkładam tą decyzję w nieskończoność.
Zgadzam się, szukanie osoby do pomocy jest trochę czasochłonne, ale jeśli zdecydujecie się stale współpracować to nie ma takiej kalkulacji, w której by się poświęcenie czasu nie opłaciło :)
Kilka tygodni później zastosowałam podobny model rekrutacji przy poszukiwaniu asystentki i znów było trochę pracy, ale już działamy, już ją wdrażam w sprawy i już ubywa mi pracy. Mimo, że tłumaczenie jej co i jak ma zrobić zajmuje czas to to zostaje i planuję w styczniu już mieć duuuużo mniej pracy administracyjnej ;)
Och Kasiu, że ja tę rekrutację przegapiłam! Niech pracuje się Wam swietnie!
Kasiu: “ocipieję”, naprawdę? Na Twoim profesjonalnym blogu?