… i cokolwiek dołożysz do swojego życia gdy studiujesz – licz się z tym, że będzie ciężko :)
Uśmiecham się przy tym, bo zdaję sobie sprawę z tego ile czasu pracy na potrójnych obrotach zajęło mi dojście do tej, w sumie oczywistej tezy.
Spokojnie mogę o sobie powiedzieć, że mam 10-letnie doświadczenie w łączeniu nauki z pracą i stwierdzam, że nie jest to łatwe nawet jeśli nie jest ona etatowa. Mam na myśli każdą pracę:
* biznes
* realizowanie projektów non-profit
* doskonalenie siebie ponad normę przewidzianą w szkole czy na studiach.
Koszmarnie ciężko jest w takich warunkach być ambitnym perfekcjonistą, bo trzeba wybierać między ilością i jakością. Jedno jest pewne: z nauki zrezygnować nie można i trzeba dbać o jej jakość więc jedyne co pozostaje to albo nie spać po nocach albo rozłożyć ją w czasie. Ja wybrałam opcję drugą, bo dbam o zdrowie i tylu lat bez spania bym nie pociągnęła :) I choć czasem robię sobie z powodu takiego wyboru wyrzuty (mogłam jednak nie spać :)) to zaraz przypominam sobie, że:
* zaraz skończę TEN wymarzony kierunek,
* mimo, że studia były bardzo wymagające,
* i najważniejsze, że nie zrezygnowałam na nich z siebie. Nie zamknęłam się w domu z książkami i kodeksami tylko realizowałam mnóstwo marzeń (podróże!), projekty (prawa człowieka!) i dużo pracowałam (na etacie i na własny rachunek!). I jestem z siebie zadowolona!
Jasne, mogłam szybciej skończyć studia i zająć się marzeniami, ale po co czekać? Czy nie jest tak, że ciągle na coś czekamy i odkładamy na później? A wiecie co jest jutro… Jutro to będzie futro :)
Piszę to, bo z mojego doświadczenia wynika, że nie doceniamy siebie. Gdybyś gdybyś była kobietą, która po pracy idzie pomagać za darmo potrzebującym albo ojcem pracującym na dwa etaty nie powiedzielibyście o sobie, że jesteście zwyczajni, a otoczenie prawdopodobnie podchodziłoby ze zrozumieniem do Waszej sytuacji i może czasem nawet z podziwem dla Waszej pracowitości.
Zobacz też: Jak dotrzymać danego sobie słowa? Bez wymówek!
Tymczasem, gdy jest się w szkole czy na studiach wręcz wymaga się od Was zajęć ponad normę, czyli tego drugiego etatu. I co wtedy? Brać! Tylko zdawać sobie sprawę, że każda dodatkowa aktywność będzie jak dodatkowy etat, a nie jak “angielski 2 razy w tygodniu” dla przyjemności, z którego możesz wyjść i nie myśleć o nim, aż do następnych zajęć.
Nie chcę Was tym postem zniechęcić tylko przygotować. Jak zdacie sobie sprawę z sytuacji i dobrze się do niej przygotujecie, poczujecie siłę i wiarę w siebie, a stąd blisko do sukcesów, które tylko potwierdzą, że dobrze wybraliście.
Na koniec powiem Wam tak: Wymagajcie od siebie dużo, ale doceniajcie się za to co robicie jeszcze bardziej!
Zobacz też: 10 sygnałów, po których poznasz, że właśnie robisz to co kochasz!
dzieki za ten wpis. W moim przypadku lacze prace z nauka i robieniem projektow graficznych. Czasem bywa nielatwo, ale podtrzymuje w glowie wizje mnie samej po jeszcze roku tej extremalnej jazdy :) Super przeczytac,ze nie jestem sama i ktos tez dziala na maxymalnych obrotach :)
Na pewno jest nas jeszcze więcej! ;)
no tak jutro bedzie furto dlatego ja rzucilam studia i wyjechalam. I mimo ze studia moge zaczac za rok to na kazdym kroku ucze sie jezyka ktorego wczesniej nie znalam ale tez poznaje kultury , ludzi i rzeczy ktorych zostajac w polsce pewnie nigdy bym sie nie dowiedziala.
bezxpomyslu.blogspot.com
To chyba wpis dla mnie, bo planuję pogodzić w tym roku studiowanie i pracę, a i jeszcze znaleźć czas na przyjemności :) ale wiem, że jeśli mi się uda, będę z siebie o wiele bardziej zadowolona niż jestem teraz :)
Podoba mi się ostatnie zdanie. Muszę je sobie gdzieś zapisać :) Ja w zeszłym roku studiowałam dwa kierunki, robiłam staż, praktyki, pisałam i broniłam licencjat. Miałam czas na przyjemności i ze wszystkim sobie poradziłam. Grunt to chcieć :)
Wow! Nieźle! To dopiero sukces ogarnąć tyle pracy ;)
Ooo, Twój wpis mnie zmotywował do nauki na kampanię wrześniową, jaka mnie czeka juz w przyszły wtorek i jakoś nie mogę się zebrać, żeby się wreszcie porządnie nauczyć, zamiast tylko przeglądać z niesmakiem ;)
Wymagajcie od siebie dużo, ale doceniajcie się za to co robicie jeszcze bardziej!- postaram się. :)
Fajny, mądry wpis i gratuluje, bo naprawdę jest Cię za co podziwiać!
Ty zawsze takie miłe rzeczy mi piszesz! :) Dziękuję :*
Dzięki za motywujący wpis! Ja też jestem zwolenniczką działania na peeełnych obrotach!!! Staram się szanować siebie i dawać marzeniom równe szanse w walce o mój czas, zwłaszcza, że pogodzenie moich 2 kierunków, wolontariatu, pracy, bloga, pasji i podróży nie jest łatwe. Ale też nie niemożliwe! :) Rada o docenieniu siebie – dała do myślenia :) Będę tu zaglądać!
Jezuśku, a ja już nic od dawna, no nic! Czy kurs kroju i szycia będzie się liczył?
Oczywiście!! Gdzie ten kurs? Jaki? Ja w wolnym czasie szyję sobie sukienki więc coś o tym wiem – zapisanie się kurs to duże wydarzenie, które jest jeszcze przede mną! :)
Piękne i prawdziwe. A teraz do roboty!!! :)
Ja łączę szkołę ze szkołą muzyczną trochę się “ślizgając”, tj. na mało wymagającej lekcji w liceum powtarzam materiał do szkoły muzycznej i odwrotnie. Zdarza się do szkoły muzycznej nie pójść, aby przyłożyć się do sprawdzianu czy konkursu. Natomiast teraz próbuję pogodzić szkołę średnią z pracą po południu – nie wiem jak, ale wiem, że się uda bezstratnie :). Bardzo fajny wpis, bo w zasadzie nikt nie mówi o szkole w ten sposób.
Świetny post! :) Przede wszystkim należy się skupić na tym co jest dla nas w życiu ważne, co chcemy robić i nigdy nie rezygnować z pasji i marzeń :) Pracuję na cały etat, prowadzę bloga, w tym roku miałam obronę licencjacką i rozpoczęłam studia magisterskie. I mimo wszystko potrafię znaleźć czas dla moich bliskich a także na realizowanie siebie i swoich pasji :)
Wszystko w życiu można osiągnąć, w końcu nie ma rzeczy niemożliwych! :)
Pozdrawiam :)
Dwa kierunku studiów, praca, staż, praktyki, działalność organizacyjna na uczelni – da się? Oczywiście, że się da. Choć czasem narzekam na brak czasu i załamuję ręce (no bo na co mi to? po co?), to summa summarum najlepsza jest świadomość, że COŚ się robi, a nie stoi w miejscu.
Pozdrawiam serdecznie, bardzo przyjemnie czyta się Twojego bloga :)
wiem ile trzeba pracy włożyć aby skończyć studia.Ja do tego zaczęłam je trochę pozno ,bo miałam 30 lat,z dwójką dzieci na karku..młodsza miała niecały rok i jeszcze karmiłam ją piersią.Studia państwowe,więc nie było ślizgania się ,trzeba było umieć.Właśnie piszę licencjat i wspominam te 3 lata jako baaaardzo pracowite,ciągłe migreny ze stresu,nerwy mi siadły,wieczny brak czasu-dzieci siła wyższa a nauka też wołała.Nie raz uczyłam się do egzaminu wśród krzyków i płaczów dzieci,padałam z nóg.Jedna wielka depresja.Teraz kończę i nie idę dalej-nie mam już siły,chyba że jakieś podyplomowe.Jeszcze do tego wszystkiego ,gdy zaczynałam studia dopiero co wróciłam po 7 latach z anglii,doznałam… Czytaj więcej »