Odwieczny problem każdego perfekcjonisty. A w dzisiejszych czasach, biznesów obecnych on-line, wystawionych na nieustanną ocenę, to problem prawie każdego. Zacząć od razu, ale bez dopracowanych szczegółów, czy odwlekać moment startu aż wszystko będzie wyglądało odpowiednio profesjonalnie? Oto jest pytanie. I niestety nie ma na nie jednoznacznej odpowiedzi.
Każdy chciałby być profesjonalistą, nikt się nim jednak nie rodzi.
Wyobraź sobie, że zaczynasz realizować projekt biznesowy.
Masz do wyboru:
* albo spędzić pół roku na przygotowując szczegóły, tak by wszystko wyglądało jak biznes prowadzony przez profesjonalistę i doskonale o Tobie świadczyło,
* albo zacząć teraz, nie wyglądając jak profesjonalista i rozwijać się w miarę upływu czasu, biorąc pod uwagę potrzeby Twoich klientów.
Które rozwiązanie ma większy sens? Kiedyś uważałam, że powinno się być pro od początku. To znaczy już na starcie mieć piękną stronę internetową, ofertę, gotowe schematy działania, ustawioną promocję, zrobioną sesję zdjęciową.
Sęk w tym, że w żadnym z projektów, które odwlekałam, bo chciałam zacząć doskonale, nie odniosłam sukcesu. Często w trakcie pracy, na której owoce musiałam długo czekać, wysiadała mi motywacja, rozmyślałam się z tych projektów uważając, że nie mają sensu, bałam się wystartować, bo nigdy nie były dla mnie wystarczająco dobrze dopracowane.
Przełom nastąpił gdy założyłam bloga. Wiem, że jest z nami kilka osób, które czytają mnie od samego początku, wspomnę więc teraz te zabawne czasy :) Mój blog był okropny. Założony na Bloggerze w 15 minut, z prostym domyślnym szablonem, z krótkimi tekstami, z niedopasowanymi zdjęciami słabej jakości. Logo miałam zrobione w jakimś przypadkowym programie do jego generowania, miałam skomplikowany adres, nie miałam zdjęcia profilowego. To nie miało prawa się udać, a jednak już w pierwszym tygodniu zdobyłam kilkudziesięciu czytelników i ruch zaczął rosnąć. Okazało się, że mój sposób pisania się wyróżnia, a tematyka jaką podejmuję ciekawi kogoś oprócz mnie.
Przez następne miesiące i lata uczyłam się nowych umiejętności, pracowałam nad rozwijaniem bloga, szukałam na niego swojego sposobu. Nie zaczęłam profesjonalnie, zaczęłam szybko. Dzięki temu w ogóle jednak doszłam do poziomu, w którym mogę o sobie powiedzieć – ogarniam blogowanie tak dobrze, że jestem w nim pro.
Mam więc takie doświadczenie, że dochodzenie do profesjonalizmu to proces. Dobrze jest wykorzystać czas spędzony w tej drodze i zamiast pracować w ukryciu nad projektem, którego los jest niepewny, powoli budować swoją markę i dążyć do doskonałości.
Oba rozwiązania mają swoje plusy i minusy.
Plusy bycia perfekcjonistą, zauważam następujące:
- profesjonalny wygląd (Twój, strony internetowej, zdjęcia profilowego) znacząco oddziałuje na to jak postrzegają Cię inni – lepiej go mieć, szczególnie gdy często on decyduje o otrzymaniu zlecenia/doprowadzeniu do sprzedaży bądź nie,
- robiąc wszystko zawsze perfekcyjnie nie narażasz się na to, że ktoś będzie mieć o Tobie złe zdanie.
Plusy działania „tu, teraz, od razu”:
- nie zdążysz stracić motywacji,
- Ty i Twój biznes jesteście elastyczni, łatwo możecie się przystosować do rynku – zmienić ofertę, branding, testować rozwiązania na prawdziwych klientach,
- działając od razu, jesteś zdany na własne umiejętności – dowiadujesz się więc jak zrobić różne rzeczy i w efekcie nieustannie się uczysz,
- jesteś samodzielny i samowystarczalny. Znając podstawy własnego biznesu, wiesz czego wymagać i oczekiwać od osób, którym zlecasz prace.
Minusów obu rozwiązań dopatrzeć się nie trudno. Profesjonalizm zajmuje czas. Jeśli dążysz do niego w ukryciu na 100% tracisz klientów, a co ważniejsze i niemożliwe do odrobienia – nie masz okazji być z nimi w kontakcie w trakcie kształtowania się Twojego biznesu. Z drugiej strony, zaczynając od zera, z tym co masz, narażasz się na to, że ktoś powie “co za nieprofesjonalne podejście”… Wiesz co jednak przychodzi mi wtedy do głowy? Że to uwaga, z którą nie do końca trzeba się zgodzić – bo w końcu ten ktoś porównuje Twój początek, ze środkiem prac innego profesjonalisty nad jego biznesem!
Prawdziwa historia, która dzieje się teraz
Z mojego doświadczenia wynika, że…
…każde zadanie trwa tyle czasu, ile na nie przeznaczysz (nie wymyśliłam sobie tego, to prawo Parkinsona :)).
Oznacza to mniej więcej tyle, że jeśli boisz się startu (nie musisz być tego świadomym!) i mówisz sobie: „to potrwa, daję sobie rok” to zajmie Ci to rok albo i dłużej. Tymczasem, gdzieś niedaleko siedzi osoba, która też się boi, ale ze strachem walczy inaczej – mierząc się z nim. Ona nie szuka dwa tygodnie wykonawcy strony internetowej i nie zbiera później funduszy na nią przez miesiąc, a potem nie tłumaczy informatykowi przez długie tygodnie jak ma wyglądać. Ta osoba odpala WordPressa albo Bloggera albo Blog.pl (teraz!) i zaczyna pisać. Pisze kilka artykułów, z którymi się spieszy, więc nie są idealne – za kolejnym jednak wyłapuje jakie robi błędy, naprawia je i następne teksty są już coraz lepsze.
Ty, jeśli jesteś z perfekcjonistów, na tym etapie prawdopodobnie zdążyłeś wpisać już w Google „robienie stron internetowych” i dostać palpitacji serca od zbyt dużego wyboru. Stres jaki masz przed zdecydowaniem się na odpowiedniego wykonawcę (a jak trafi się typowy fachowiec, który zacznie, weźmie zaliczkę i nie skończy?) powoduje, że jesteś w stanie wydać na inwestycję w stronę coraz więcej. Nieważne, że jeszcze nie wiesz czy umiesz coś na niej napisać. Tym się zajmiesz później, za 6-8 tygodni, jak strona będzie stała. Dodatkowy stres ze strachu przed źle zainwestowanymi pieniędzmi i presja, że Twoje posty muszą teraz dorównać jej w profesjonalizmie, to przecież nic…
W międzyczasie osoba, która mierzy się ze strachem od razu, ma już gotowe kilkanaście tekstów (co jeden to lepszy), nauczyła się obsługiwać podstawowe funkcje WordPress oraz dzięki swojej nieperfekcyjnej działalności i wychodzeniu do ludzi (ma stronę, więc komentuje i poznaje inne blogi) zawarła kilka znajomości, dzięki którym ma okazję niedrogo dorobić się lepszego szablonu, który zrobi jej nowo zaprzyjaźniona koleżanka z sieci.
Trochę powyższe uprościłam, ale mniej więcej tak to zwykle wygląda z biznesami. Ty pracujesz nad profesjonalizmem, a ktoś (co prawda nieperfekcyjnie), ale realizuje już ten sam pomysł i zbiera doświadczenie. Wiem, bo byłam po obu stronach. Właściwie to jestem – nadal mam dwie twarze – perfekcjonisty, który chce mieć wszystko zrobione profesjonalnie i działacza, który chce robić tu i teraz rzeczy nieidealne, byleby ruszyć z miejsca i nauczyć się czegoś nowego.
Moim zdaniem profesjonalizm to coś do czego trzeba dążyć, a nie od niego zaczynać. Wiadomo, że są pewne podstawy, bez których nie zdobędziesz klientów. Świadomość jednak „planu minimum” (takiego złotego środka między perfekcjonizmem, a działaniem tu i teraz) – pozwala wystartować, zdobywać doświadczenie i dopracowywać Twój biznes w żywych warunkach rynkowych – w prawdziwym świecie, rozmawiając z prawdziwymi klientami o ich prawdziwych problemach. Pozwala to testować rozwiązania, badać co działa i na tej podstawie, małymi krokami ulepszać biznes, bez ryzyka, że napracujesz się nad projektem, który nikogo nie interesuje (mimo, że jest super profesjonalnie przygotowany).
Co Wy o tym myślicie? Jakie macie doświadczenia? Waszym zdaniem lepiej zacząć od razu profesjonalnie czy dochodzić do celu małymi krokami? Dajcie znać w komentarzach!
Źródło zdjęcia głównego: Kaboompics
[…] kasiapszonicka.pl […]
Szybko, czy perfekcyjnie? Szybko! Ale ja to jestem w tym zakresie skrajnością, bo nigdy nie potrafię rozpisać planu, ułożyć wszystkich drobiazgów, tylko jak się zapalę do jakiegoś pomysłu to od razu huuura i do realizacji! Fakt, że siedzę wtedy nad tym po nocach, przestawiając przykładowo jakieś najdrobniejsze elementy w wyglądzie strony internetowej, ale nie potrafię tak po prostu czekać. Gdy czekam, nabieram dystansu do mojego pomysłu i stwierdzam, że może wcale nie jest taki dobry jak pierwotnie sądziłem. A gdy przystąpię do realizacji od razu, na fali entuzjazmu wszystko zaczyna żyć, a potem już nad tym pracuję z konsekwencji. Tak… Czytaj więcej »
Wojtek, skrajność nie skajność, ważne, że działa :) Z tym dystansem do własnego projektu to mam wrażenie, że to największa zmora działania powoli. Ja nazwałam to utratą motywacji, ale faktycznie to po prostu oddanlanie się od projektu. Ja jak nie widzę od razu efektów (chociaż minimalnych!), że to co wymyśliłam działa to tracę serce… Wszystkim, którzy lubią startowac profesjonalnie polecam wystartować szybko i zobaczyć jak to jest gdy mimo, iż wyglądamy nieperfekcyjnie znajduje sie pierwszy klient czy chociażby czytelnik :)
Warto również pamiętać, że nawet jeśli my widzimy niedociągnięcia, to niekoniecznie muszą widzieć je nasi klienci. Czasem jesteśmy dla siebie zbyt surowi i wymagający.
Mam pewną obserwację.. Dwójka znajomych od roku (!) pracuje nad startupem. Mają bardzo fajny pomysł. Na moje pytania dlaczego tyle czasu i jeszcze nie zaczęli, odpowiadali właśnie coś w tym stylu, że chcą być pro, a przynajmniej sprawiać takie wrażenie, mieć dobrze dopracowane szczegóły i tak dalej. No dobrze. Niestety, miesiąc temu okazało się, że pewna firma, już istniejąca, wprowadza na rynek bardzo podobną usługę. I co teraz? Moi znajomi sami już nie wiedzą, czy mają kontynuować czy przestać. Póki co jeszcze to ciągną, ale moim zdaniem rynek nie jest aż taki duży na dwóch graczy, a ta większa, istniejąca… Czytaj więcej »
No właśnie ja też znam kilka takich historii… Niestety nie tylko z opowieści :) Cytat, który dałaś na końcu jest fenomenalny!
Właśnie nie pamiętam kto to tak stwierdził :P ale pewnie jakiś Branson czy Jobs… ;)
Piszesz o syndromie perfekcyjnego produktu w sumie. Ja jestem perfekcjonistką w tym zakresie. Niestety, jak opisała koleżanka Olga poniżej, musiałam się zreformować, bo inaczej za długo by mi zeszło. Idę na żywioł teraz, działam szybko, mniej perfekcyjnie i idzie jak burza. Możesz obserwować na http://facebook.com/izzzigo. W każdym razie, w 1 miesiąc stworzyłam psychodietologię i izzzigo. Niestety takie perfekcyjności nie sprawdzają się przy innowacyjnych projektach wg mnie.
Fajny Przyklad, probujac testujemy nasz pomysl i rozwijamy swoje umiejetnosci, jak i poznajemy innych ludzi. Gdy czekamy w kacie , nie dzieje sie nic i realizacja projektu pewnie sie opozni. Tez wychodze z tego zalozenia. Dlatego pisze bloga w oczekiwaniu na dobry pomysl na biznes , a mam nadzieje po drodze nauczyc sie wielu rzeczy. Pozdrawiam serdecznie beata
Zaczynałam podobnie i to wiedząc tylko co chce osiągnąć na bardzo ogólnym poziomie bez wyobrażenia za pomocą jakich środków i jaka drogą idąc. Po drodze próbowałam kilku rzeczy, testowałam różne pomysły na siebie. Siedząc i planując perfekcyjny początek nie ruszyłabym z miejsca, ani w życiu nie wpadła na to co chce w zyciu robić.
Jestem za polaczeniem:) niestety mam syndrom pro. Przyznaje, czesto to po prostu przeszkadza w rozwoju.
Pierwszy raz zaczęłam profesjonalnie. Analizy, tysiące na stronę, tysiące na materiały, tysiące na szycie i tysiące na samochód. Splajtowałam.
Zaczynam po raz drugi. Bez kasy, ale z głową staram się zrobić wszystko sama – o ile umiem. A jak nie umiem, daję zarobić nieprofesjonalnym kolegom :)
Ja mam doświadczenie w obu przypadkach. Bloga założyłam szybko, ale od razu na Wordpresie, ze swoją domeną i płatnym szablonem.
Drugi projekt bardziej zawodowy zabrał mi kilka miesięcy zanim został uruchomiony. Jeżeli zapytacie, które opcja lepsza odpowiem obie. Wszystko zależy od tego na ile możesz sobie z danym projektem pozwolić na początku na brak profesjonalizmu.
Kasia i Olga macie rację. Czasem żałuję, że moja szkoła tańca nie padła wcześniej, byłabym rok-dwa do przodu. A co do bloga, chyba też jestem opcją ,,szybciej”. Może nie w jakimś mega zawrotnym tempie, ale jak czegoś naprawdę chcę, to umiem przycisnąć. Blog powstał w miesiąc na moje urodziny i nie miałam ani dnia więcej. Teraz też wstydzę się swoich początków, okropnych zdjęć i tekstów. Pewnie niejedną osobę tym zraziłam, ale gdybym dała sobie więcej czasu pewnie straciłabym zapał i nigdy nie nauczyłabym się tyle, ile właśnie w praktyce i w działaniu.
Ja zawsze zaczynam wszystko małymi krokami, w przeciwieństwie do mojego lubego. Uważam się za perfekcjonistkę, ale z drugiej strony jestem w gorącej wodzie kąpana. Niby jedno z drugim się wyklucza, ale przynajmniej nigdy nie jest nudno :) Moim zdaniem wszystko zależy od tego co robimy. Niektóre sprawy można wdrożyć w życie od razu, inne potrzebują dopracowania i dopieszczenia. Dlatego dobrze jest być elastycznym, mierzyć siły na zamiary i mieć kogoś kto doradzi i pomoże.
pozdrawiam serdecznie!
W gorącej wodzie kąpana perfekcjonistka mówisz… To trochę jak ja! I fakt, nigdy nie jest nudno ;)
Świetnie, że podzieliłaś się swoim przykładem. Jestem za teorią, że do perfekcjonizmu trzeba dążyć :)
Osoby działające “tu i teraz” pracują na swój biznes, perfekcjoniści na niego czekają…
I zgadza sie, porównywanie siebie do innych i lek przed tym, ze zostanie sie ocenionym jako nie-profesjonalista jest bezzasadny bo tak jak napisałaś zawsze, porównujemy sie do osob, ktore w biznesie juz sa, a my dopiero zaczynamy wiec sila rzeczy różnice bedą…
Pozostawienie leku za sobą, rozwoj i wyciąganie wniosków to najlepsze co można zrobic :)
A co do perfekcjonizmu, tez popełniłam o nim artykuł, bardziej od strony psychologicznej, zachęcam do lektury: http://psychetee.pl/post/93…
W dzisiejszych czasach, aby szybko nadążać za zmianami trzeba działać “tu i teraz”. Na perfekcjonizm nie ma po prostu czasu, tym bardziej jeśli działa się w pojedynkę lub w małym gronie. Jestem za filozofią bycia zwinnym, która co prawda zbiera największe żniwa w świecie IT, ale jest jak najbardziej przekładalna na wszystkie inne dziedziny życia, chociażby na tworzenie bloga. Moim priorytetem przy tworzeniu mojego bloga jest właśnie zwinność i mam nadzieję, że to dobry priorytet, no ale wyjdzie jak zwykle w praniu :)
K: Do plusów bycia perfekcjonistą mogę jeszcze dorzucić fakt, że współpracownicy nie muszą po tobie poprawiać. :) Wiadomo, że nie ma co zwlekać np. z projektem, ale aby miał ręce i nogi trzeba go przemyśleć, “zaprogramować”. Oczywiście w trakcie tworzenia wychodzą zmiany i procesy są modyfikowane, ale nic tak nie denerwuje współwykonawców, jak angażowanie się na wariata bez dobrze opracowanych konkretów. W większości, żeby koncepcja nie rypnęła, podstawy muszą być jednak opracowane prawie perfekcyjnie.
… chyba że ktoś ma duży budżet na testowanie. Albo wszystko robi własnymi rękoma. Wtedy wolnoć Tomku :)
Kasiu, ja mam dokładnie takie samie doświadczenia, jak Ty. Zaczynałam, kiedy nie wiedziałam co, jak i gdzie, na jakimś darmowym i niedopracowanym szablonie WP. Ale taką strategię przyjmuję do moich wszystkich innych działań – po prostu zaczynam i dopracowuję/zmieniam już w działaniu. I wiem, ze gdyby nie to, nie byłoby mnie w tym miejscu, co teraz. Pomimo, że lubię grzebać się w szczegółach i dopracowywać detale (taki już (nie)stety mój typ;)) ciągle powtarzam i zachęcam u siebie na stronie, aby działać niedoskonale w myśl zasady, że “zrobione jest lepsze od perfekcyjnego”. Wiem, że trudno jest działać pomimo strachu, ale warto… Czytaj więcej »
“…strach czasem nie mija wcale – jest i wtedy, kiedy jesteśmy profesjonalni.” – dobrze napisane :)
Thinking, Fast and Slow, Daniel Kahneman – warta przeczytania.
Droga przecież najważniejsza – paulo coelho xD
ja wciąż pracuję nad tym, by po prostu działać i uczyć się w trakcie trwania projektu. Staram się akceptować fakt, że nie wszystko musi być idealne od samego początku. Próbuję nie porównywać się z kimś, kto jest w połowie drogi, gdy ja jestem dopiero na starcie. Bycie uczniem to nie grzech. To dojrzałość. A nieprefekcyjność czyni nas ludźmi. Po prostu.
Dokładnie! “profesjonalizm to coś do czego trzeba dążyć, a nie od niego zaczynać”
Poza tym może się okazać, że nasza “koncepcja profesjonalizmu” nijak ma się do rzeczywistości i odbiorcy oczekują czegoś innego. Ale skąd mielibyśmy to wiedzieć, jeśli jeszcze nie wystartowaliśmy z projektem, bo ciągle go ulepszamy. A tak… zawsze jest jakaś informacja zwrotna :)
Wydaje mi się, że powinien powstać – jak to określa wszechobecny startupowy żargon – MVP, czyli minimalny wartościowy produkt. Biorąc przykład bloga – warto sprawę przemyśleć, warto spojrzeć na niego oczami czytelnika, może nawet zajrzeć na kilka artykułów o projektowaniu wyglądu, żeby nie stworzyć “potworka”, a i żeby czytelnik się znalazł we wszystkim. Warto przemyśleć koncepcję wpisów, wyobrazić sobie “modelowego” czytelnika, bo blog bez pomysłu, z wymuszonymi wpisami, skierowany do nikogo konkretnego ma dużą szansę “nie chwycić”. Nie warto roztkliwiać się nad animacją linków, spędzać miesięcy na doborze szablonu i kolorystyki, opracowywać 30 wpisów na zapas, poprawiać wpisów po 50… Czytaj więcej »
Zdecydowanie masz rację! :)