Może z tym tytułowym “drugim końcem” trochę przesadziłam, bo zawsze mogłam przeprowadzić się do Kanady albo Australii, to dopiero jest daleko! Ale przenosiny rodowitej łodzianki, z przyjemnego cywilizowanego Londynu, do piekielnie gorącej zatoki perskiej (kilka tysięcy kilometrów na wschód) spokojnie można podciągnąć pod tytułowy drugi koniec. A już na pewno jeśli weźmie się pod uwagę lokalne zwyczaje!
Zobacz też: Przystanek: Abu Dhabi!
Skąd w ogóle pomysł na taką zmianę?
Do dziś nie możemy ustalić z mężem winnego. Z jednej strony to on dostał tu pracę. Jako, że specjalizuje się w specyficznej części branży finansowej, już od studiów wiedzieliśmy, że będziemy podróżować za jego pracą po świecie. I byliśmy/jesteśmy otwarci na różne kierunki.
Z drugiej jednak, to ja go od dawna męczyłam, że chcę przylecieć do Emiratów na dłużej i poznać dobrze tę okolicę. Gdy przyszedł pewnego dnia do domu z informacją „ludzie z Abu Dhabi pytają się czy chciałbym dla nich pracować” zareagowałam entuzjastycznie (mogłam nawet podskoczyć!) i kilka miesięcy później, gdy przyszła umowa do podpisania, przyklepałam nasz los nie tracąc entuzjazmu.
Także do końca nie wiadomo czyj pomysł był pierwszy, w każdym razie ostatecznie razem podjęliśmy decyzję, że idziemy w to!
Zobacz też: Praca w podróży. Moje doświadczenia.
Pierwsze kroki
Od informacji, że praca jest zaklepana do wyjazdu mieliśmy jakieś 3-4 miesiące. W tym czasie, już dużo wcześniej, zaplanowaliśmy wziąć ślub i zrobić wesele. Ostatecznie odbyły się one okrągły tydzień przed naszym wyjazdem, co było trochę szalone – ale przynajmniej się nie nudziliśmy :)
Na marginesie dodam, że ślub przed wyjazdem do Emiratów był niezbędny, ponieważ w tym kraju seks pozamałżeński (co za tym idzie np. mieszkanie ze sobą bez ślubu) są całkowicie nielegalne. Wydaje mi się, że wśród turystów, szczególnie tych podróżujących do Dubaju, przymyka się na to oko, ale w naszym przypadku nie wchodziło to w grę. Nie sądzę, by wynajęli nam razem mieszkanie, a co dopiero dali mi wizę… Bo wizę na stały pobyt, w przypadku gdy jedna osoba z pary pracuje, można dostać tylko jeśli jest się żoną (alternatywnie mężem ;)). Partnerka, dziewczyna czy jak by ją inaczej nazwać – nie dostanie i kropka.
Wszystko się więc pięknie złożyło!
Jak to jest wyprowadzić się tak daleko, do miejsca tak bardzo innego jak znane do tej pory?
Krótko mówiąc: dziwnie :) Tym dziwniej, że niedługo po przeprowadzce okazało się, że jestem w ciąży i po szybkiej analizie wyszło, że nasze dziecko urodzi się tutaj, a nie w Polsce.
Pierwsze tygodnie były słodko-gorzkie.
Z jednej strony były jak wakacje! Mieszkaliśmy przez miesiąc (swoją drogą był to nasz miesiąc miodowy!) w hotelu, pogoda była piękna (ok. 35 stopni), zwiedzaliśmy, uczyliśmy się nowych zwyczajów. Na oko było idealnie!
Coraz bardziej do mnie jednak docierało, że „ja tu zostaję”! I jak mi się coś nie podoba to trudno – będę na to skazana.
Najciężej zniosłam zmianę diety. Niewiele produktów na półkach przypominało te, które jadłam do tej pory. Brakowało mi świeżych warzyw i owoców, które znałam z Europy, mięsa z zaufanego źródła, nazwy produktów z działu „nabiał” nic mi nie mówiły, a te które mówiły były importowane i kosztowały majątek!
Dopiero po jakimś pół roku udało mi się ustalić, gdzie chodzi się po dobre i niedrogie zakupy, jakie marki warto kupować, znalazłam zamienniki ulubionych produktów itp.
Potem przyszedł czerwiec, a wraz z nim ramadan. Dla muzułmanów święty miesiąc, podczas którego ściśle, od wschodu do zachodu słońca przestrzegają postu i… nie jedzą nic. W tym czasie dla wszystkich obowiązuje zakaz publicznego picia i jedzenia. Co przy upale jaki wtedy panuje (35 – 40 stopni) sprowadza się do tego, że kto nie musi wychodzić siedzi w domu, bo po wyjściu nie można się napić nawet wody…
Nie ukrywam, że ten miesiąc był dla mnie trochę szokiem. Szczególnie, że zbiegł się w czasie z pierwszym trymestrem mojej ciąży (pisałam o tym więcej w serii #BiznesMamy).
Z czasem było coraz lepiej, tak że teraz czuję się tutaj jak “u siebie”. Przyzwyczajenie się jednak do nowego miejsca i to tak różnego co tego co znałam do tej pory było wyzwaniem!
Trudna jest też rozłąka z rodziną. Kiedy mieszkałam w Londynie ten problem praktycznie nie istniał. W każdej chwili mogłam kupić za w miarę rozsądną cenę bilet i po 2 godzinach lotu być w domu. Im dalej mieszkam tym jednak sprawa bardziej się komplikuje. Najtańszy bezpośredni lot do Warszawy kosztuje mnie teraz ponad 2000 złotych w 2 strony… Nie mówiąc już o całkowitym braku możliwości dostania się do Polski drogą lądową :)
Nie ukrywam, że przetrwanie ułatwiła mi myśl, że zakładam na emigracji swoją nową rodzinę. I dla niej muszę się przemęczyć z tęsknotą.
Tak się tu zrobiło marudnie, tymczasem taka odważna przeprowadzka moim zdaniem…
… jest naprawdę ekstra!
Podróżowanie i dogłębne poznawanie innych kultur daje mi ogromny spokój. Zupełnie zmienia się percepcja – nagle to co kiedyś wydawało mi się fajne i warte uwagi teraz już takie może nie być. Nabieram dystansu do życia i pewnych spraw.
Jednocześnie doświadczenie dalekiej wyprowadzki pozwala mi dostrzec to co ważne. Jak na dłoni widzę bez czego mogę się obejść, widzę za kim tęsknię, co mi jest potrzebne, a co nie. Nie wspominając już o tym, że poznaję mnóstwo nowych rzeczy: od miejsc zaczynając na uczuciach kończąc. Sprawdzam się w nowych sytuacjach. No i przede wszystkim, ciągle wychodzę z własnej strefy komfortu. Brzmi oklepanie, ale niewiele rzeczy poprawia mi humor (i poczucie własnej wartości!) bardziej jak sprawdzenie się w sytuacji, której się obawiałam!
Może to zabrzmi trochę masochistycznie, ale moim zdaniem fajnie jest wyprowadzić się na jakiś czas na drugi koniec świata i warto się przemęczyć, by doświadczyć tego co oferuje tak totalnie inny kraj i kultura.
Nawet dla osoby zaprawionej w bojach ze zmianami (jak ja!) taka przeprowadzka może być niełatwym przeżyciem. To jednak wielka przygoda! Jest jedno z tych rzeczy, z których nie warto rezygnować dla komfortu funkcjonowania w znajomej rzeczywistości :)
Fajny wpis. Ja się swego czasu przeniosłam na studia do Stambułu i wspominam to jako jeden z lepszych okresów swojego życia. Fascynuje mnie ta kultura (chociaż nie ze wszystkim się zgadzam) i zdecydowanie poszerza horyzonty. A Ty to jeszcze bardziej hardcorowo się w tą kulturę zanurzyłaś :) Cieszę się, że jakoś się tam znalazłaś, mam nadzieję, że będziesz więcej pisać o życiu na drugim końcu świata.Ja się jakiś czas temu przeniosłam do kraju męża – Norwegii. Kulturowo jest to bliskie Polsce, ale nie całkiem i cały czas, mimo, że mi się podoba, odczuwam, że jestem tu “obca”. Ciekawe, czy też… Czytaj więcej »
Jakiś tydzień temu przeprowadziłam się z moim narzeczonym do Francji, obok granicy ze Szwajcarią. On dostał tutaj pracę, ja dopiero jej szukam. Niestety nie znam francuskiego, wiec początki są trudne, ale też traktuję to jako przygodę.
Super historia :) Ja na stale mieszkam w Paryzu a w czerwcu przeprowadzam sie do Teheranu na kilka miesiecy…studiuje perski i nie moge sie doczekac a z drugiej strony troche obawiam, bo to przeciez drugi koniec swiata (kulturowego przynajmniej).
Macie zamiar nauczyc sie arabskiego? Pozdrawiam i zycze powodzenia !! ;)
Podziwiam decyzje no i przetrwanie tych pierwszych kilku najtrudniejszych miesiecy! Szczegolnie jeszcze bedac w ciazy! Tyle Zmian na raz :)
A ostatnio strasznie mnie ciekawił ten temat: skąd się tam wzięłaś? No i proszę, mam odpowiedź.
Kasiu, jak zwykle fajny motywujący wpis. Zastanawia mnie, oprócz kwestii, które już opisałaś, jak znosiłaś (znosiłyście) lipcowe i sierpniowe upały. Czy faktycznie są koszmarem, czy jednak mając pracę 9-to-5 w klimatyzowanym biurze da się znieść lokalne lato?
Jejku, Ty robisz niesamowite rzeczy! Wszystkiego dobrego tam Wam! :) Dużo ciekawych jest aspektów takiego mieszkania za daleką granicą. Jestem ciekawa, jak to wpłynie na Twoją działalność. :)
Ponoć podróże kształcą dlatego Ci co siedzą w domu zawsze mają najwięcej do powiedzenia hihihi.
Kasiu a co w tej sytuacji z formalnościami jak prowadzenie firmy-ona jest w Londynie czy tu gdzie jesteś teraz? Jak to wygląda z otwieraniem/zamykaneim działalności, żeby ją orzenieść, emeryturą, ubezpieczeniami itd?? Będę bardzo wdzięczna za odpowiedź, a być może nawet rozbudowany post na temat takich administracyjno-prawnych działań związanych z działalnością zarobkową w sytuacji zmiany kraju zamieszkania:)
Magda, to jest temat rzeka :) I szczerze mówiąc myślę, że ogarniam go tylko dlatego, że z wykształcenia jestem prawnikiem i to jeszcze ze specjalizacją prawo europejskiego i magisterką z prawa międzynarodowego pisaną o podatkach… Także to temat, którym zawsze się interesowałam i dlatego potrafię się w nim odnaleźć. Natomiast nie chciałabym pisać o tym na blogu ani się szerzej wypowiadać, bo w ogóle nie jestem fanką porad prawnych przez internet. Tutaj naprawdę wiele zależy od szczegółów jak np. to ile dni gdzie spędzasz, ile masz kont w którym kraju, gdzie masz rodzinę i jak bliską (tak! od tego mogą… Czytaj więcej »
No i dotarłam :) co ciekawość robi z człowiekiem hehe natrafiłam na Ciebie jak robiłaś webinar o działalności nierejestrowanej i od tamtej pory podglądam Cię na Insta, ale cały czas nie dawało mi spokoju skąd wzięłaś się w Abu dhabi no więc zaczęłam od tylu czytać Twojego bloga i w końcu tu jestem ;) swoją drogą jesteś niesamowita kobieta, która już do końca życia pozostanie jedna z moich inspiracji ! A wiedzą jaka przekazujesz jest tak ogromna, a do tego w tak przystępny sposób przekazana, że nic tylko się uczyć. Pozdrawiam z zimnego obecnie Sosnowca. Ps. W poniedziałek będę w… Czytaj więcej »