Nie podejrzewałam, że rezygnacja z bardzo dobrze płatnej pracy tyle mnie nauczy o zarządzaniu personalnym budżetem. Gdy pensja przychodziła na konto, regularnie mogłam sobie pozwolić na wszystko i szczere mówiąc, chociaż było to nierozsądne, zbytnio się nie ograniczałam. Każdy stres mogłam sobie odbić podróżą, każde niepowodzenie nową sukienką, każdy gorszy humor zapić pyszną kawą i tak dalej. Po przejściu na swoje nie zauważyłam zmian od razu. Dopiero po około pół roku mój budżet się skurczył (bardzo) i dotarło do mnie, że kolejnego tłustego przelewu nie będzie. Mimo wszystko postanowiłam podjąć wyzwanie i żyć normalnie. Czego mnie to doświadczenie nauczyło?
Jak (prze)żyć z niewielkim budżetem?
Najlepszym sposobem na oszczędzanie jest zarabianie
Nieważne jak dobrym się jest w obcinaniu wydatków, one i tak prędzej czy później nadchodzą. I trzeba sobie z nimi radzić. Dlatego zawsze część budżetu przeznaczaj na inwestycje, które mają szanse przynieść w przyszłości sensowny zysk – czasem będzie to inwestycja w siebie (standardowa jak np. nauka języka albo nietypowa, czyli nowa sukienka, by wyglądać profesjonalnie na spotkaniu z klientem i dostać ważne zlecenie), a czasem po prostu sfinansowanie projektu nad którym pracujesz na boku.
Poznaj swoje wydatki…
Nie wiem jak to się dzieje, ale jakaś część mnie nie chciała za żadne skarby wiedzieć ile wydaję w miesiącu i na co. Jest na to złota rada każdego doradcy do spraw oszczędzania – spisuj swoje wydatki. Taaa… Ja przez długi czas nie mogłam tego dokonać, postanowiłam więc podejść się sposobem. Wyrobiłam więc sobie nawyk wkładania wszystkich paragonów do jednej kieszeni w torebce i po kilku tygodniach sprawdzałam co na nich było i na jaką kwotę opiewały. Obyło się bez niespodzianek: królowały dojazdy (komunikacja miejska i paragony ze stacji benzynowych), jedzenie i kosmetyki. I już wiedziałam gdzie szukać największych oszczędności :)
…i pozbądź się tych niepotrzebnych
Przede wszystkim z głowy. Przed każdym zakupem zadaj sobie pytanie: czy ja tego potrzebuję?
Wyznaczaj priorytety
To bardzo ważna i podstawowa zasada. Podczas chudszego okresu czeka Cię wiele decyzji. Ustalone wcześniej priorytety pozwalają podejmować je z ominięciem wielu problemów. Zastanów się co jest dla Ciebie ważne, a co tylko się takim wydaje.
Bądź dla siebie dobry
Odmówienie sobie absolutnie wszystkich przyjemności to bardzo zły pomysł. Szczególnie, że już i tak jesteś pewnie w nieciekawym humorze, więc po co jeszcze pogarszać sytuację? Z tego powodu miej w budżecie niewielką kwotę na coś miłego, coś co lubisz. Ja na przykład nawet w najchudszych czasach miałam na wyjście do second handu i kryzysowe 20 złotych na zajęcia pilates. Przy okazji nauczysz się doceniać małe przyjemności :)
Myśl pozytywnie
To w nawiązaniu do punktu pierwszego. Każda, nawet najgorsza, sytuacja finansowa może w każdej chwili ulec poprawie. Jedyne co musisz zrobić to do niej dążyć. I tutaj Ci zdradzę “sekret” – by ją zmienić będziesz potrzebował ruszyć głową i użyć kreatywności!
Pod żadnym pozorem nie przyzwyczajaj się!
Najgorsze co Cię może spotkać w chudych czasach to nie jednorazowe nieprzyjemności, a przyzwyczajenie się, że tak musi być i utknięcie w tej sytuacji na dłużej niż potrzeba. Codziennemu reperowaniu budżetu i działaniu na rzecz jego poprawy nich towarzyszy Ci myśl, że to już zaraz się skończy i wszystko będzie na bogato. Kawior, ostrygi i szampan do śniadania :)
A Wy, jakie są Wasze sposoby na przetrwanie chudszych czasów? Mamy jakieś wspólne? :)
U mnie najlepiej sprawdza się oszczędzanie na tym, na czym najmniej mi zależy (np. odpuszczam sobie wydatki na ubrania i dodatki, książki, gazety), a zostawienie tylko tych, które są niezbędne i tych, które poprawiają humor – np. wyjście na pizzę od czasu do czasu. I ciągle trzeba główkować, jak tu poprawić swoją sytuację, wtedy wpadnie się na jakiś pomysł.
Taaaak, poprawianie humoru małymi przyjemnościami (które nie są zakupami :D) to jest to! A ja jak w chudszych czasach odstawiłam gazety to już do nich nie wróciłam. Okazało się, że zagraniczne strony są 100 razy ciekawsze i jeszcze język się szlifuje! Kiedyś narzekałam, że mimo iż rozumiem angielski i mówię, to słabo u mnie z czytaniem, a ostatnio złapałam się na tym, że to już nieaktualne! :)
Jak mozna z gazet zrezygnować?! Gdy tylko za Wyborczą trzeba było płacić, jako jeden z pierwszych wykupiłem prenumeratę + wersję na Kindle’a. W ten sposób, codziennie rano, jak wstaję o 5:00 to mam chwilkę na poczytanie. To samo mam z Business Harvard Review (wersja angielska – właśnie w celu praktyki angielskiego).
No cóż, na koniec stycznia doczekałam się ostatniego przelewu z pracy :) Ale nie narzekam i chociaż po opłaceniu rachunków mój budżet wynosi jakieś 100zł na tydzień, to nie czuję dużego ograniczenia :) Może to dlatego, że oduczyłam się już poprawiania sobie humoru zakupami. Mam tyle ciuchów i kosmetyków ile potrzeba, więc tego typu wydatki póki co nie istnieją. Nie oszczędzam za to na zdrowym i pysznym jedzeniu, które i tak jest tańsze od śmieciowych fast-foodów. Nie żałuję sobie też na bilet do kina (na szczęście nie lubię coli i popcornu, więc to tylko koszt biletu) czy babskich zebrań przy… Czytaj więcej »
Karola, dzięki za komentarz! Trzymam kciuki żeby taki Twój stan rzeczy zbyt długo nie trwał! PS. Poprawianie humoru zakupami, zawet w tłustych czasach, nie działa za dobrze – been there, done that ;)
Ja, paradoksalnie, obserwuję u siebie inną prawidłowość – im mniej mam kasy, tym więcej zapału do wydawania ;-) Nie jestem w stanie powstrzymać się przed kupowaniem książek i przeznaczam na to nawet ostatnie grosze, kosztem innych, może bardziej przydatnych rzeczy. Do monitorowania wydatków zamierzam dopiero się zabrać, aby choćby takie słowo, jak ‘oszczędności’, na stałe weszło do mojego słownika ;-)
Sposób na przetrwanie – dodatkowe źródło tymczasowego choćby dochodu, związane z zainteresowaniami, pasjami czy wykonywaną pracą.
Zakupy służące uzyskaniu profesjonalnego looku potrafią poprawić humor bardziej niż kupowanie dla samego kupowania. Ostatnio wydałam mnóstwo pieniędzy na dwie marynarki, dwie koszule i torebkę, ale gdy idę na rozmowę o pracę, muszę się już jedynie zastanawiać nad tym, co powiem, a nie nad tym, czy mój strój jest odpowiedni. Mimo ze krucho u mnie teraz z budżetem uważam tę inwestycję za potrzebną, gdyż zapewniła mi komfort psychiczny i…poprawiła humor :)
Przypomniałaś mi tym komentarzem, że muszę kupić nową marynarkę, bo stara (kupiona specjalnie do korpo-pracy ;)) czasy świetności ma za sobą… Tak lubię w niej chodzić, ale no już chyba nie wypada, bo nie moge jej doprasować :D
W każdym razie gratuluje inwestycji, sama bym taką poczyniła, więc chyba słuszna!
Dodam jeszcze tylko, że udało mi się zdobyć pracę w korporacji i jestem pewna, że to po części dzięki odpowiedniemu ubraniu :)
Bardzo podoba mi się stwierdzenie, że najlepszym sposobem na oszczędzanie jest zarabianie. Według mnie nie ma sensu rezygnować z drobnych przyjemności i przeznaczać je na oszczędności skoro możemy poszukać dodatkowego źródła dochodu. Oczywiście ważne jest również to, by nie szastać pieniędzmi, nie wydawać na niepotrzebne rzeczy. Ja często odkładam to co mi zostanie pod koniec danego miesiąca z wypłaty oraz zastanawiam się kilka razy gdy chcę coś kupić np. kolejną bluzkę, sukienkę czy czasopismo.
Najbardziej podoba mi się sklasyfikowanie zakupu nowej sukienki w kategorii inwestycje :) Od dziś zacznę tak tłumaczyć podobne wydatki mojemu mężowi :) A poważnie to najlepszy sposób na przetrwanie z małym budżetem to zastanawianie się przed zakupem, czy na pewno danej rzeczy potrzebuję.
No, a nie? W dzisiejszych czasach wygląd to pół sukcesu! :)
Trafne. Myślę , że każdy powinien doświadczyć przez pewien czas tych gorszych czasów, aby docenić wartość pieniądza i dojść do wniosku, że może nie są one aż takie ważne… są rzeczy ważniejsze. Co nie oznacza, że nie wypada ich mieć .
To prawda. Często nie zdajemy sobie sprawy (bo po prostu zapominamy) ile warte są nasze pieniądze… Dobrze jest więc czasem pozastanawiać się jak powiązać koniec z końcem, byle nie za dużo :)
Posprzedawać to, co niepotrzebne – to mój plan na najbliższe miesiące. Nie tylko zwolni się miejsce, ale przybędzie funduszy na rzeczy, które chcę kupić :)
martberry.blogspot.com
Ach, i jeszcze jedno – korzystam zawsze z biblioteki! Książki są dość drogie i zajmują dużo miejsca, a ja i tak zazwyczaj nie czytam nic po raz drugi ;)
Ja uwielbiam antykwariaty! Mam jeden ulubiony, bardzo dobry – “Book się rodzi” w Łodzi na Piotrkowskiej! Niedość, że kupują ode mnie książki to jeszcze mają dobre ceny sprzedaży i różne nowe pozycje, więc wejść tam to dla mnie jak do sklepu z zabawkami! :)
Moim sposobem na kontrolowanie wydatków jest brak posiadanie gotówki w portfelu – unika się małych, niepotrzebnych zakupków, bo tak jakoś nie pasuje płacić kilku złotych plastikiem – nawet teraz w dobie pay pasa się na tym łapię. Poza tym, kiedy już karta idzie w ruch, to wszystkie zapłacone kwoty klasyfikują się do odpowiedniej kategorii na moim koncie w mBanku. Jak coś pójdzie nie tak, to ręcznie poprawiam i doskonale wiem ile pieniędzy wydałam na poszczególny sektor. Ostatnio złapałam się na tym, że coraz mniej wydaję na ubrania co bardzo mnie cieszy, chyba przed 30stką coraz częściej myślę o swoim lokum… Czytaj więcej »
O widzisz, mnie zgubiło płacenie kartą. Dopóki za każdym razem musiałam szorować do bankomatu dopóty trzymałam fason z wydawaniem. Często po prostu się rozmyślałam po drodze. A teraz kartą bardzo szybko tracę kontrolę. Mi pomogło też odkładanie oszczędności zaraz po przelewie, bo na koniec miesiące czasem nie miałam już co odłożyć, a teraz tak głupio cofać przelew z konta oszczędnościowego. Pozdrawiam :))
Też pozdrawiam :) jakieś postanowienie noworoczne?
Przydałoby się, bo niedługo mamy w planach duże wydatki, na które przydałoby się trochę po oszczędzać.
na pewno słyszałaś o takim oszczędzaniu paru złotówek przy każdych zakupach online albo kartą? Może to?? Ja się zastanawiam, czy sobie tego nie założyć.
To może być fajne! Ja ręcznie przelewam sobie na konto oszczędnościowe końcówki za każdym razem gdy loguję się do banku i trochę się juz uzbierało z tego ;)
Tak słyszałam, w moim banku też to jest dostępne. Jest też opcja DreamSaver dzięki, któremu możemy dodać zdjęcie konkretnego celu i co miesiąc po prostu np. po wypłacie przelewać określoną (nie do ruszenia) sumę pieniędzy. Pewnie się zdecyduje na któreś z tych rozwiązań. Dzięki za przypomnienie! :)
Też spisuję wszystkie swoje wydatki :) A ciuchów nigdy nie kupuję za pierwszym razem (chyba, że dokładnie po taki przyszłam i jest idealny), jak coś mi się bardziej spodoba, to robię sobie zdjęcia w przymierzalni i potem w domu zastanawiam się na trzeźwo :) (i większości nie kupuję) Kosmetyki też mam tylko te, których potrzebuję i używam, zazwyczaj z niższej półki, ale z dobrym składem :)
Mniej więcej wiem na co i ile wydaję, budżet się domyka, coś się zaoszczędza, ale do spisywania wydatków po każdych zakupach nie mam cierpliwości. A paragonów strasznie nie lubię nosić, może sprawię jakiś ładny pojemnik na nie i wtedy poskutkuje ;)
Ania, ja Ci powiem tak – też nienawidzę pamiętać o zbieraniu paragnów! Ale wystarczy wytypować jakąś nieużywaną kieszonkę w torebce i je tam odruchowo chować (możesz sobie uzasadnić, że lepiej jak są tam niż walają się po torbie luzem :)). Potem już tylko pamiętać trzeba raz na jakiś czas do niej zajrzeć i wyciągnąć wnioski z papierków – będzie sukces!
Ja też od dawna zbieram paragony! A od jakiegoś czasu korzystam z prostej aplikacji na Androida – z opcją eksportu do Excela. Dzięki temu często opróżniam portfel, a niektóre paragony mogę nawet wyrzucić od razu do śmieci. Wydatek ląduje od razu w Menedżerze Wydatków i mogę po prostu o nim zapomnieć (do czasu kontroli miesięcznego bilansu oczywiście;). Dzięki temu zawsze dokładnie wiem, jak wydaję pieniądze i na czym stoję.
Bardzo dobry tekst, Kasia! Podoba mi się szczególnie ostatni punkt. ;)
Faktycznie wyznaczenie priorytetów jest bardzo ważne podczas wydawania pieniędzy. Kiedyś żyłam z dnia na dzień, wydawałam na różne rzeczy, niekoniecznie myśląc o konsekwencjach. Teraz mam pewną pulę, odkładam na najważniejsze rzeczy typu opłaty, paliwo, jedzenie itd. a rozporządzam się pozostałymi pieniędzmi. Wyrobiliśmy sobie z mężem taki sposób i póki co się sprawdza. Ostatnio musimy bardziej zwracać na wszystko uwagę, gdyż od stycznia niestety jestem pochłonięta poszukiwaniem nowej pracy.
Jako że pracuję w budżetówce, nie miewam jakichś wyjątkowo tłustych przelewów, stąd na codzień staram się rozsądnie wydawać. Raczej nie robią zakupów pod wpływem impulsu, zawsze mam w telefonie listę z potrzebnymi rzeczami, a zachcianki? Tak jak powiadasz, ważne jest pytanie – czy NAPRAWDĘ tego potrzebuję? Co tam, można sobie poprawić humor i wydać pieniądze na kolejną zbędną rzecz, jednak kiedy już przyzwyczaiłam się do systemu, to naprawdę takie impulsywne zakupy uważam za niemądre. Zresztą minimalizm obecnie zatacza coraz szersze kręgi ;-)
U mnie wydatki spisuje mąż. Ja z kolei staram się je planować i odpowiadać za zakupy. I działa!
Też nigdy nie wiedziałam ile wydaję, od jakiegoś czasu używam aplikacji MoneyZoom i po każdym mniejszym lub większym zakupie wpisuję, co i za ile kupiłam, a aplikacja pilnuje żebym nie przekroczyła budżetu jaki wyznaczyłam sobie na dany miesiąc. U mnie najwięcej szło na jedzenie na mieście. :)
O taaak, jedzenie na mieście to pożeracz budżetu! Niestety ja nie jestem w stanie ogarnąc wydatków za pomocą aplikacji (dziwnym trafem zapominam pworwadzać do nich dane…), ale fajnie, że napisałaś jakiej używasz – może komuś się przyda! :)
Moim sposobem na na oszczędności i przetrwanie chudego okresu w życiu był second hand, zaopatrywałam tam siebie i rodzinę w ciuszki, a do tego zarabiałam na zachcianki, przy okazji wyszukiwania fajnych ciuchów dla siebie wynajdywałam ciekawe egzemplarze do sprzedania na allegro była to m.in markowa odzież ciążowa lub jakaś bardzo oryginalna odzież damska. Bardzo często po sprzedaniu nadwyżek zakupy dla siebie i dzieciaków miałam za free i jeszcze wystarczało na wizytę w super salonie fryzjerskim :) Potrzeba jest matką wynalaków :)
Hmm, nie kliknąłem że lubię to, a pokazuje, że lubię – masz jakiś skrypt?
Nie, żadnych skryptów! Ale blog do końca 2014 roku dostępny był pod nazwą http://www.catherinetheowner.pl – stąd może zagubienie ;)
A no i przede wszystkim to nie nowy post – tylko “odgrzany” gdzieś sprzed miesiąca ;)
Najlepiej jest planować budżet na początku miesiąca i się go konsekwentnie trzymać. Ewentualnie można dokonywać jakichś przeniesień pomiędzy wydatkami. Na pewno brak kasy powinien motywować do jej zdobywania, zarabiania, więc taki stan jest raczej mobilizujący.
Ja uwielbiam lumpeksy i oprócz butów, bielizny i okazjonalnych rzeczy, wszystko tam kupuję. Co miesiąc też staram się oszczędzać i odkładać wyznaczoną kwotę na podróże, a resztę mogę wydać. Jak się skończy to zawsze mam te oszczędności, ale wtedy przypominam sobie na co one są i wydaje o wiele mniej jakimś cudem :)
Ja zawsze zadaje sobie pytanie, czy naprawdę tego potrzebuję. To szczególnie ważne pytanie, gdy ma się dwójkę dzieci. Potrzebnych rzeczy jest mnóstwo, a budżet ograniczony.
No i ważna rzecz, którą kiedyś wyczytałam w jakimś poradniku. Zachowuj i czuj się tak jak byś chciała, a nie jak ci na to pozwala Twój budżet.