Mam w życiu dużo szczęścia. Urodziłam się w przedsiębiorczej rodzinie. Wobec moich obecnych pasji, to duże szczęście – coś takiego jak gdybym od dziecka chciała leczyć ludzi i akurat moi rodzice byliby lekarzami. W takiej konfiguracji od małego jest się odpowiednio ukierunkowanym i “nasiąka się” klimatem danego zawodu. Nie ma też problemów z akceptacją decyzji potomka i tak dalej. Może moi rodzice nie są najbogatszymi ludźmi w okolicy i różnie to u nas z kasą było, ale zawsze miałam od nich pełne wsparcie dla tego co robię. Taki fart.
Może miliona na start od nich nie dostałam, ale dali mi coś lepszego – garść życiowych doświadczeń (niektóre sama sobie wzięłam z obserwacji), którymi dziś się z Wami podzielę!
7 rzeczy, których rodzice nauczyli mnie o biznesie
Nigdy nie jest za późno
Moja mama otworzyła swoją obecną firmę około swoich 48 urodzin, co moim zdaniem jest idealnym czasem – jak każdy inny – by rozpocząć nowy projekt biznesowy! Nie ma określonego wieku, który stanowi granicę tego „czy wypada” założyć biznes. Nigdy nie jest za wcześnie, ani nigdy nie jest za późno! Jeśli przed 30stką nie odniesie się spektakularnego sukcesu, to też nie ma co się zamartwiać. Mamy czas!
Jeśli próbować to tylko do skutku
I nie mam tu na myśli bezkresnego trwania w próbach, podczas gdy nie widać rezultatów i wszystko wróży, że nie nadejdą.
Chodzi o to, że jeśli nastawimy się do nowego zadania z myślą: „to tylko próba”, bardzo łatwo jest nie dać z siebie wszystkiego. Za to jeśli zaczynasz z myślą – skończę to, uda się, zobaczę skutek – wszystko idzie sprawniej. Połączone jest to w dużej mierze z wiarą we własne możliwości,a akurat tej nie warto sobie żałować!
Zobacz także: 3 łatwe do stosowania (od dziś!) nawyki, które wpłyną na jakość Twojej pracy
Nie ma czegoś takiego jak „dobry czas”
Zawsze są jakieś “ale”, by nie wystartować z własnym projektem biznesowym. Natomiast, jak przekonałam się na sobie i mojej rodzinie – o dziwo, gdy zaczyna się działać, wszystko się układa. Jak wielkie puzzle. Dlatego ogromnie wierzę w moją siłę sprawczą. Tylko ja mogę sprawić, że dany czas będzie dobry albo zły!
Miej plan
Tego akurat nauczyłam się tylko dlatego, że moi rodzice nigdy (chyba) planu nie mieli. Mówię chyba, bo odkąd pamiętam byłam zaangażowana w prace nad biznesami rodziców (najczęściej bawiąc się “w biuro”, gdy oni mogli pracować :)) i po prostu nic takiego nie pamiętam.
W każdym razie – bez planu nie ma szans rozwinąć i ustabilizować biznesu tak, by się nim (jako tako) nie martwić. Nauczyłam się tego na sobie. Odkąd praktykuję planowanie, praca idzie znacznie sprawniej!
Można obejść się bez wakacji
Dłuższego wyjazdu z obojgiem rodziców, na raz, nie pamiętam żadnego. Z samym tatą ze cztery, z mamą trochę więcej. Kiedyś biznesu nie prowadziło się w internecie tylko na żywo. Naprawdę trzeba było go pilnować i być na miejscu. Raz tata pojechał na 3 tygodnie, na przymusowe wakacje do sanatorium, i skończyło się to nieciekawie. Dziś żyjemy w innej, bardzo mobilnej, rzeczywistości, ale dalej wakacje człowieka przedsiębiorczego realizującego projekty biznesowe, wyglądają inaczej niż przeciętnego Kowalskiego.
Szczerze? Nie lubię typowych leniwych wakacji. Maciek zabrał mnie ostatnio na jeden dzień do SPA i przez kilka godzin nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nie potrzebowałam tego – ja mam wakacje codziennie. Piję kawę w łóżku, klepię w klawiaturę komputera, uczę się – ale to wszystko jednocześnie sprawia mi przyjemność! Nie muszę od tego odpoczywać!
Lubię za to podróże, ale to dlatego, że mogę jednocześnie oglądać nowe miejsca i trochę pracować – pisać, szukać pomysłów, planować, inspirować się.
Pieniądze raz są, a raz ich nie ma
Osoby pracujące na etacie nie zawsze dochodzą do tego spostrzeżenia. Jeśli pensja wpływa na konto co miesiąc, łatwo jest się do niej przyzwyczaić i zacząć wydawać na zapas. W moim domu wydawało się pieniądze jak były, a jak nie było to się nie wydawało. Prowadziło to czasem do kuriozalnych sytuacji, gdy w jeansach za kilkaset złotych i z jeszcze nowym iPodem szukałam w second handach bluzek do 10 złotych, bo w sumie tylko na takie mogłam sobie w danej chwili pozwolić. Ale nigdy mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie – dziś uważam to za bardzo cenne doświadczenie.
Nie boję się nie mieć chwilowo pieniędzy. Bardziej się boję, że mogłabym zatracić siebie, by te pieniądze zyskać, by wydać na rzeczy, których nie potrzebuję.
Zobacz też: Jak (prze)żyć z niewielkim budżetem?
Najważniejsze jest kochać to co się robi
Bez tego będziesz potrzebować wakacji, by odpocząć, pieniędzy, by zrekompensować Ci trudy i będziesz chcieć jak najszybciej wyjść z tej sytuacji. Miłość do tego nad czym się pracuje naprawdę wszystko ułatwia!
Zobacz mój post na Onet: 10 sygnałów, po których poznasz, że robisz to co kochasz!
Do dni matki i ojca jeszcze trochę daleko, a już taka laurka mi wyszła! Chyba dziś przekonam się czy moi rodzice zaglądają na bloga :)
Zdjęcie główne: kaboompics.com
[…] https://kasiapszonicka.pl/ – 7 ważnych rzeczy o biznesie, a najważniejsze i tak jest to, by robić to, co się kocha. Jeszcze o tym marzę, ale zaraz zacznę działać. […]
Genialny post :) Czytam sporo blogów o biznesie i byciu przedsiębiorczym i szczerze mówiąc nie spodziewałam się przeczytać coś odkrywczego, a tymczasem od wpisu aż bije motywacją :)
Dziękuje w imieniu rodziców :D
Fuck, naprawdę niezły tekst
Trafia do mnie to, że nigdy nie ma dobrego czasu. Czesto na coś takiego czekamy, przez co zwlekamy z zajebistymi pomyslami:)
Dokładnie! Z ankiety, którą ostatnio przeprowadziłam wynika, że mnóstwo osób zwleka i czeka na “ten właściwy moment” – zupełnie niepotrzebnie! Bo trzeba sobie go zrobić samemu, najlepiej tu i teraz :)
“Jeśli próbować to tylko do skutku” Świetna rada i bardzo dobre podejście, bo niektórzy zdają się żyć i robić wszystko “na próbę”, podczas gdy trzeba robić to na 100%. :)
Bardzo cenne porady, czuć, że to wskazówki od praktyków :).
Tylko czekam, aż mama mi tu skomentuje, że jej się podoba :D Ale chyba mnie jednak nie czyta ;)
Rodzice z takim nastawieniem to skarb! U mnie zawsze było w domu etatowo, ale za to moi są pełni jakiegoś takiego spokoju – zawsze jakoś to będzie, cokolwiek by się nie działo to jesteśmy i pomożemy. Nawet teraz tak mówią, więc mając takie wsparcie aż żal byłoby nie próbować :-)
Tacy rodzice to szczęście ogromne! :)
Kasiu, świetne rady. Faktycznie miałaś ogromne szczęście wychowując się w rodzinie, gdzie przedsiębiorczość była od zawsze. Ja co prawda mogę polegać tylko na własnych doświadczeniach, ale mimo wszystko dostaje ogromne wsparcie :)
Super, że masz takich fajnych rodziców! Moi wyśmiewali moje przedsiębiorcze pomysły i mówili, że nie dam sobie rady. No i oczywiście, że życie to ciągła walka… Próbuję się uwolnić od tych toksyn ale nie wiem czy kiedykolwiek mi się uda. :/
Fajni mi się rodzice trafili, ale też nie idealni – spokojnie :) Przychodzi taki wiek, że trzeba iść swoją drogą, zamknąć wszelkie kwestie sporne z rodzicami i działać! Uwierz w siebie, nie pytaj się nikogo o zgodę i rób co Ci się podoba, co uważasz za słuszne. Nawet jak Ci się nie uda to chociaż się czegoś nauczyć. Na pewno więcej niż nie próbując wcale… Kibicuję Ci mocno! :)
Czym zajmujesz się po przeprowadzce do Londynu? Nadal biznes w Polsce? :)
świetny post! ja chyba nie do końca kocham to co robię hmmm może jednak dlatego, że pracuję na kogoś.. i potrzebuję wakacji!
Zaczynam obserwować ;)
http://fitrecipesbyme.blogs…
Tacy rodzice to Skarb:)
Jak będzie mi źle i ciężko w prowadzeniu działalności, wrócę do tego wpisu. Dziękuję!
Spodobał mi się pierwszy punkt, bo czasami nachodzą mnie wątpliwości, że co ja mogę w moim wieku zdziałać. Że szkoda, że nie zaczęłam wcześniej. Że gdzie bym była dziś, gdybym zaczęła chociaż z 10 lat wcześniej i takie bla, bla, bla…
Plus jest taki, że zaczynam, uczę się nowych rzeczy, mam energię i… w związku z tym nie zgnuśnieję :)
Dziś chyba cały Twój blog przeczytam :). Bardzo Ci zazdroszczę takiego startu, gdybym miała tyle doświadczeń i obserwacji, na pewno teraz byłabym w innym miejscu, ale jak mówisz – nigdy nie jest za późno, tak więc, do dzieła :)
Kasiu, genialne! Wspaniale, że tak wiele wyniosłaś z domu:) A ja utkwiłam w Twoim blogu:) Lubię formę w jakiej piszesz i cieszę się, że masz poczucie, że jest to działanie, które sparaia Ci radość, pozwala Ci żyć i jednocześnie nie masz poczucia, że bardzo musisz od tego odpoczywać:)
Jak słyszę teksty w stylu ” Maciek zabrał mnie ostatnio na jeden dzień do SPA i przez kilka godzin nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić” to zastanawiam się czy mam się śmiać czy płakać. Pracoholizm to choroba, a wmawianie ludziom, że praca daje przyjemność i nie trzeba od niej odpoczywać, to jakby anorektyczka mówiła, że jedzenie nie jest takie ważne i bez tego da się żyć. Ten punkt jak dla mnie to już za duża ingerencja w czyjeś życie. Jeśli ktoś lubi “byczyć” się na plaży staje się przeciętnym Kowalskim, a nie demonem przedsiębiorczości?