Każdy kiedyś zaczynał. Czy to w kwestii biznesu, czy jazdy na rowerze – wszyscy byliśmy kiedyś w tym beznadziejni. Całe szczęście ktoś na górze wymyślił zmianę! Doskonalenie swoich umiejętności!
Często nie dajemy sobie prawa do bycia w czymś słabym. Zewsząd dostajemy sygnały, że otaczają nas osoby (często konkurenci), które wiedzą lepiej, robią szybciej, mają lepsze pomysły. I zapominając, że oni na 100% są w innym miejscu drogi niż my, odbieramy sobie radość z zaczynania czegoś nowego.
Wiele elementów prowadzenia własnego, nawet najmniejszego, biznesu jest trudnych. Bardzo rzadko jest tak, że na starcie mamy całą potrzebną wiedzę i wszystkie umiejętności. Szczególnie jeśli 30ste urodziny jeszcze przed nami. Nie widzę jednak powodu, by braki te miały kogokolwiek z nas ograniczać.
Naprawdę, wszystkiego da się nauczyć, a przynajmniej nad wszystkim da się pracować – i powoli się doskonalić. Niech te 3 rzeczy będą dla Was przykładem. Takim, z którego płynie dodatkowa pozytywna myśl – ostatecznie, 2 z nich stały się moimi konikami, z których jestem szczegolnie dumna! :)
3 rzeczy, które na początku biznesowej drogi sprawiały mi największą trudność
1. Podatki
Pamiętam taką scenę – jakby to było wczoraj… Leżę z przyjaciółką (dalej: Milenka), na plaży w Łebie. Słońce świeci, godzinę wcześniej wjechała ryba, więc poziom kwasów Omega w normie. Cukry też raczej w górze niż w dole, więc mózg powinien funkcjonować raczej sprawnie. W pewnej chwili dopada mnie myśl: Pszonicka, za tydzień idziesz do swojej pierwszej poważnej pracy (wszystkim Wam dobrze znane korpo), ale czy Ty coś o niej wiesz? I zaczynam się zastanawiać.
Po dłuższej chwili, raczej w nastroju porażki, pytam Milenki – czy Ty wiesz jak liczy się PIT? Milenka raczej nie posiada ścisłego umysłu, więc najpewniej mnie wyśmiała (chociaż tego dokładnie nie pamiętam). Chcąc jednak dowiedzieć się coś o tym podatku, nie mając internetu, próbuję sobie wyobrazić jego strukturę. Jak możecie się domyśleć, bezskutecznie.
Pojechałam więc do pracy niewiele wiedząc. Na szczęście moje pierwsze zadania polegały głównie na… czytaniu o podatkach i uczeniu się ich :) Finalnie polubiłam je i zaczęłam coraz bardziej zgłębiać ich temat.
Dla kontrastu, ostatnie kilka dni robiłam (codziennie po trochu) moje rozliczenie podatkowe VAT. Sama! Znalazłam wszystkie potrzebne informacje, wydrukowałam, zaznaczyłam to co mnie dotyczy, skonstruowałam pięknego Excela, który „wypluł mi” ostateczne kwoty, które wystarczy teraz wpisać w kilku okienkach i rozliczenie gotowe. I jestem z siebie dumna!
4 lata po plażowej katastrofie ze zrozumieniem najprostszej(!!) konstrukcji podatkowej, sama rozliczyłam VAT (a jest to jeden z najbardziej skomplikowanych podatków!).
Można? Można! Wystarczy chcieć i nie poddawać się w poszukiwaniu odpowiedzi!
Zobacz też: Czy wiesz dokąd zmierzasz? Określ swój cel!
2. Systematyczność
Zawsze pracowałam i uczyłam się od zrywu do zrywu. Taka już jestem. Owszem, mogę sobie wyrobić nawyk, ale to jedyna namiastka mojej systematyczności. Dobre i to!
Do dziś ten punkt jest moim sporym problemem. Przepraszam Was, że teksty na bloga piszę jak mi wpadnie wena, a nie co poniedziałek. Z drugiej strony, jestem przekonana, że moje pisanie w emocjach powoduje, że to co piszę jest autentyczne. Próbowałam pisać pod dyktando kalendarza publikacji i to nie było to. Po czasie widzę, że to nie są moje ulubione posty. Więc te zrywy, na koniec, wychodzą nam na dobre.
Akurat w kwestii systematyczności, nie mam szczęśliwego zakończenia – dalej pracuję nad sobą. Bardzo dobrze działa na mnie wprowadzanie nawyków – na szczęście jestem uparta, więc jak sobie postanowię, że np. codziennie robię jedną małą rzecz, to jakoś to się kręci. Ważne tylko, by próbować wprowadzanie jedego (max. dwóch) na raz!
Okazuje się, że braki w systematyczności nie muszą od razu powodować katastrofy. Wiadomo, nie ma takiego progresu jaki mógłby być – no, ale coś za coś. Świat się dalej kręci i ciągle pojawiają się nowe okazje (niczym autobusy ze słynnego cytatu Sir Bransona!).
Zobacz też: Jak zdecydować, który z twoich 100 pomysłów jest wart realizacji?
3. Pisanie
Całe życie miałam tróje z polskiego. A to, bo nie stawiałam ogonków przy literkach. A to, że używałam niestworzonych słów. A to, że polonistce nie podobały się moje wielokrotnie złożone zdania albo interpretacje lektur odbiegające od tego co jest napisane w streszczeniu.
Z takim przeświadczeniem, że jestem marna w pisaniu, zabrałam się za tworzenie bloga… Byłam przekonana, że muszę go mieć, by osiągnąć moje cele. I się uparłam.
Zanim wypuściłam pierwszy tekst przeczytałam go chyba z 20 razy! Zanim go opublikowałam minął ponad miesiąc.
Wiecie co się stało potem? W ciągu pierwszego pół roku blogowania kilkanaście osób powiedziało mi ten sam komentarz (na żywo! w twarz!):
„Fajnie piszesz!”
Tyle. Tak mi się jeszcze przypomina, że jedna polonistka z liceum powiedziała mi, że studiów nie skończę. Bardzo Panią pozdrawiam i informuję, że mam 4,5 na dyplomie z prawa.
Nieważne czy przeszkody tworzysz sobie sam, wierzysz innym w ich istnienie, czy ograniczają Cię obiektywne okoliczności takie jak brak umiejętności czy wiedzy. Musisz wiedzieć, że one NIEWIELE ZNACZĄ! Jeśli uprzesz się, że je przezwyciężysz to prędzej czy później będziesz się z nich śmiał tak jak ja dziś z mojej dawnej nieznajomości podatków!
PS. Ale książka o stawianiu przecinków to mi się bardzo marzy… :)
Zdjęcie główne: Natalia Wiśniewska nataliaphotography.net
[…] 3 rzeczy, które na początku biznesowej drogi sprawiały mi największą trudność – Catherine The Owner, od kiedy zmieniła się w The Owner, przeszła wielką przemianę – tak wygląda blogowanie najwyższej próby. Świetny szablon bloga, ciekawe wpisy, nie wspominając już o zdjęciu ilustrującym ten wpis – tak wygląda profesjonalne blogowanie. […]
U mnie miłość do pisania szturmem objawiła się w podstawówce, jedno z moich wypracowań trafiło na szkolną tablicę. W liceum moja polonistka miała jednak odmienne zdanie i skutecznie zniechęciła mnie do pracy nad warsztatem. Jak widać od nauczyciela wiele zależy i cieszę się, że pomimo tej trójki, założyłaś bloga. Naprawdę fajnie piszesz! :)
Nauczyciele potrafią być naprawdę beznadziejni. Szkoda, że oprócz przekazywanego programu nikt nie uczy ich jeszcze tego jak ich durne gadki potrafią wpłynąć na samoocenę młodego człowieka i zaważyć na przyszłości. Fajnie, że uparta jesteś i dążysz do wyznaczonych sobie celów. Jak widać świetnie Ci to wychodzi. Praca nad sobą to niekończąca się praca więc nie martw się, że nie ma zakończenia. To akurat dobrze :).
Ja też zawsze byłem noga z polskiego ale to może dlatego, że “pani profesor” miała grupkę ulubieńców i ich forowała a reszta stanowiła tło…Na szczęście szkoła to tylko krótka przygoda w zestawieniu z ogromem “przygód”, które nas w życiu czekają. Tak na prawdę prawdziwa nauka zaczyna się tuż po jej ukończeniu. Znam kilku słabszych uczniów, którzy dziś z powodzeniem prowadzą swoje firmy jak i kilka “kujonów”, którzy kompletnie zginęli w prawdziwym świecie. Pozdrawiam
Masz rację, że szkoła to tylko początek. Ale potrafi rzutować na przyszłość niesamowicie mocno i warto sobie zdawać sprawę, że nie wszystko co nam tam powiedzieli to prawda ;)
świetny, bardzo motywujący wpis :) wiele osób podcina nam skrzydła, też dopiero się uczę jak wykorzenić z siebie te myśli powstałe na bazie przekonań innych a nie moich, często nie mających wiele wspólnego z prawdą! sami musimy siebie poznać i zdefiniować na nowo :)
Bardzo dziękuję! I trzymam kciuki za skuteczne wykorzenianie! :)
Bardzo pouczający i inspirujący tekst. Zdecydowanie widać, że to jeden z efektó zrywu – a nie rozpiski :).
Dziekuję! Rzuciłam sprzątanie kuchni, by go napisać! :)))
Kurde, brak wiedzy i systematyczności to chyba największe problemy każdego biznesu/działania. Ludzie ochoczo zaczynają się uczyć, a kiedy nie przynosi to natychmiastowych efektów, tracą zapał i mówią sobie: “nie nadaję się do tego”. A gdyby dali sobie czas, pewnie okazałoby, że się jednak nadają. Ot, tajemnica.
Fajna historia. No i tak: kolejny dowód na to, że polskie szkolnictwo nie jest miejscem, które może zainspirować.
Ps. genialne zdjęcie!
O tak, zgadzam się z “Ps.” :)
Dziękuję! Chociaż ja tam tylko stoję i dobrze wyglądam :) Autorką ostatecznego efektu jest Natalia Wiśniewska z nataliaphotography.net <3
Z punktem trzecim miałam taką samą historię. Nawet usłyszałam od polonistki, że matury nie zdam. A potem z na ustnej dostałam piątkę. Komisja była, więc nie było jak mnie usadzić. Teraz pisze bloga i nawet mam czytelników. Dziwne prawda pani polonistko.
Niesamowite ile takich historii można mnożyć… Jestem pewna, że gdyby nauczyciele zechcieli, to z każdego ucznia można by wyciągnąć jakiś unikalny talent, który pozytywnie rzutowałby na jego dalsze życie!
Mam nadzieję, że jakbyś wspaniali poloniści też gdzieś są! :))
Podatki to chyba wszystkim spędzają sen z powiek, heh! A z polskim w szkole nie miałam większego problemu. Raz tylko polonistka chciała mnie zgnoić, bo za dobrze napisałam dyktando i jej psułam statystyki. Wymyśliła sobie, że moje wielkie K, jest małe i zarypała mi stopień w dół. Do dziś to pamiętam :) I do dziś bazgrzę jak kura pazurem.
pozdrawiam serdecznie!
Ja też do dziś tych ogonków przy ą i ę nie stawiam! Wychodzi na to, że byłam prekursorką w nieużywaniu polskich znaków – omijałam je zanim do domów wkradły się klawiatury :P
Kurka wodna, to chyba najfajniejsze zdjęcie jakie w życiu widziałem na blogu. Wygląda jak ze stocku, i to z tych topowych ;-) Ci mi sprawia największą trudność? Brak skuteczności i odwlekanie na później. Brak skuteczności – bo przy własnej małej firmie nie jest tak dobrze jak w korpo – nie da się ładnym raportem zniwelować jakiejś porażki. Porażka przy małym biznesie kończy się szybko pustką we własnym portfelu… Konkretne działania, konkretne efekty – nie ma dla kogo zakłamywać raportów i upiększać rzeczywistości, bo sami jesteśmy swoim zarządem. Odwlekanie na później to temat rzeka więc się nie będę rozpisywał. Przekleństwo mojego… Czytaj więcej »
Marcin, dziekuję! Szacun za zdjęcie proszę kierować do Natalii z nataliaphotography.net. Ja na nim tylko stoję i dobrze wyglądam ;)
Fajnie napisałeś o niewlowaniu porażki raportem – to takie prawdziwe! I pokazuje pieknie, że korpo niewiele ma wspólnego z prawdziwym życiem :)
W kwestii nauczycielki – jakbym czytała swoją historię. Tylko baaardzo podobne teksty leciały od matematyczki (ja odwrotnie, niż Ty z polskiego byłam zawsze dobra a z matmy… szkoda gadać. ). Napisałaś (…)”Jeśli uprzesz się, że je przezwyciężysz to prędzej czy później będziesz się z nich śmiał… Dokładnie :) Ja tak miałam z dwiema ważnymi, swego czasu, dla mnie rzeczami. Jeszcze nawet (sic!) w czasie studiowania bałam się odezwać nawet w małych grupach. Totalny paraliż. A teraz jestem trenerką i szkolę grupy. Nie tylko “się odzywam” i coś tam mówię ale prowadzę nawet kilkudniowe szkolenia :) Podobnie miałam z… obsługą komputera.… Czytaj więcej »
No i pięknie! Ogromnie gratuluję Ci, że idziesz do przodu mimo wszystko :)
Mnie przeraża wszelka biurokracja związana z założeniem firmy. Na dzień dzisiejszy jestem w tym temacie mega zielona – ale masz rację , jak tylko ktoś chce, to ogarnie wszystko :)
Nie obawiaj się papierologii, tego wcale nie ma tak dużo i nie jest tak skomplikowane jak się wydaje :) No chyba, że chciałabys zakładac spółkę, to już bardziej skomplikowane:)
Nie jest tak źle, jeśli to jest jednoosobowa działalność gospodarcza. Fakt, trochę gorzej ze spółkami (ale czasem nawet finansowo bardziej opłaca się założyć spółkę z o.o. niż jednoosobową działalność, warto się w to wczytać). Też kiedyś myślałam, że w Polsce pod tym względem nie jest zbyt ciekawie, ale zdecydowanie trudniejszy jest marketing w celu zdobycia klientów :)
Papierki przerażają Cie właśnie dlatego, że jestes zielona :) Trochę sie oswoisz i będziesz w nich śmigać, zobaczysz!
Strach ma wielkie oczy :) Ja pamiętam, jak dostałam auto ledwo po zrobieniu prawka i przeżywałam, że muszę je sama zarejestrować, załatwić tłumaczenie jakiś dokumentów u przysięgłego tłumacza i iść do urzędu celnego, bo auto było sprowadzane… Myślałam, że umrę ze stresu w tych wszystkich urzędach… ale załatwiłam. Po kilku innych niestandardowych urzędowych sprawach już mnie to nie przeraża. Nie przepadam za staniem w kolejkach, ale wiem, że sobie poradzę. :)
A ja to nawet teraz lubię urzędy! Tylko gdyby nie te kolejki… :)
uwielbiam nauczycieli, którzy podcinają skrzydła jakaś masakra :) no i ten słynny “klucz” na polskim, który doszczętnie pozbawia ludzi kreatywności.
Odnośnie do przecinków, czy też poprawności językowej polecam LanguageTool :)
Ale fajne! Dzieki, będę testować :)
Tak jak napisałaś, dobrze, że wszystko zależy od nas i możemy poddać się ZMIANIE :) Większość naszych nawyków jest kwestią wypracowania, wystarczy chcieć!
Świetnie, że się uparłaś, ja bardzo lubię do Ciebie zaglądać i czytać:)
Warto stawiać sobie własne cele, realizować marzenia i dązyć do pożadanych efektów, zamiast przejmmować się opinią przypadkowych osób…:)
A ja lubię, że wpadasz i czytasz! Też więc jestem zadowolona, że masz po co :) Udanego dnia!
Tobie również miłego :) Nie przestawaj pisać. Jesteś w tym dobra:)
Podatki to też dla mnie swego rodzaju czarna magia, ale jak człowiek zgłębi pewną dziedzinę i na co dzień się w tym obraca, to od razu jakoś wiedza przychodzi szybciej. Co do pisania – bardzo lubię czytać Twojego bloga :)
Hej Kasia, wiesz co?
Bardzo fajnie piszesz!!!
<3 <3 <3 :)